Rosyjskie gwiazdy Instagrama żegnają się z trzodą - blogerzy, celebryci, infuencerzy. Niektórzy płaczą do komórki, bo spotyka ich niesprawiedliwość. Nie będą już mogli karmić selfikami swoich miłośników ani promować egzotycznych wakacji. O wojnie w Ukrainie nie słyszeli, ale zamknięcie serwisu społecznościowego oznacza dla nich koniec świata. To gorsze od tragedii oblężonego Mariupola. Puszczają więc buziaczki i robią z palców serduszka. Wyrażają nadzieję, że wrócą w lepszych czasach. Dawno nie widziałem nic tak żenującego. Żadnej refleksji, tylko te wyrzeźbione mięśnie brzucha i nabrzmiałe od botoksu usta. Kwiat rosyjskich internautyki. Kosmici, którzy urwali się z księżyca.

Sankcje nie dotykają tylko oligarchów i spadającego na pysk rubla. Nie zamknęły jedynie moskiewskiej giełdy i europejskiego nieba dla Aerofłotu. Są jak piranie, kąsają wszędzie. Odczuwają to użytkownicy Instagrama i miłośnicy butów z Prady. Zaczyna brakować części do Mercedesów i Volkswagenów. Z końca kolejki nie widać już bankomatów, a z kont nie można wypłacać dolarów. Powoli, drobnymi kroczkami Wielikaja Rosija staje się małym, sparaliżowanym krajem. Nawet dzieci płaczą, bo nie działa ich ulubiona gra w komputerze. One nie są winne agresji Putina, ale muszą dowiedzieć się o niej rodzice. Dopóki nie poczują wojny na własnej skórze, nigdy w nią nie uwierzą.  

Rosja jest niewiernym Tomaszem naszych czasów. Musi włożyć palec otwartą ranę, by zrozumieć popełnione przez siebie zbrodnie. Przy obecnym poziomie propagandy ta świadomość nadejdzie, ale z poślizgiem. Gdy w końcu trzeba biedzie palić ruskie papierosy, kiedy skończą się zagraniczne podróże, kiedy wstyd będzie mówić po rosyjsku na ulicy, wówczas przyjdzie oświecenie. Tym bardziej chwała tym, którzy wyszli na ulice Moskwy i St. Petersburga, nie bojąc się więzienia. Niestety sankcji nie da się skalibrować w ten sposób, by nie dotykały protestujących Rosjan. Oni także je poczują i będzie to dodatkową ofiarą. Życie stanie się droższe i trudniejsze. Ale w Ukrainie jest niemożliwe.  

Na froncie sankcji nie ma miejsca na litość - to pole walki. Zachód będzie przykręcał śrubę, aż w końcu niebo runie Rosji na głowę. Ten piękny kraj o niezwykłej tradycji i kulturze stanie się wrzodem na powierzchni Ziemi, którego nikt nie dotknie. Będzie kleksem na sumieniu ludzkości, z którym żyć będą przyszłe pokolenia Rosjan. Putin jest przekonany, że rosyjski czjeławiek wytrzyma gniew Zachodu, ale tym razem chyba wysiadło mu liczydło. Obecne sankcje w niczym nie przypominają kar narzuconych na Rosję po aneksji Krymu czy zestrzeleniu malezyjskiego boeinga nad Donbasem. Są skoordynowane i bezterminowe. Zachód wziął przykład od obrońców Ukrainy - oni nie uznają półśrodków.

Nie odczuwam satysfakcji, widząc na ekranie płonące rosyjskie czołgi. Giną w nich ludzie. Ale takie jest prawo wojny, której Ukraina nikomu nie wypowiedziała. Największe zniszczenia sieją niewielkie wyrzutnie, które obrońcy noszą na ramieniu. Ważą zaledwie dwanaście kilogramów, a potrafią rozbić pięćdziesięciotonowego potwora. Prawie cztery tysiące sztuk takiej broni Wielka Brytania wysłała Ukraińcom. W każdym czołgu siedzi trzyosobowa załoga. Wystrzelony pocisk urywa wieżyczkę i pali wszystkich w środku. Tak umierają żołnierze oszukani przez dowódców - mieli przecież wyzwalać Ukrainę. Przed chwilą słuchali w hełmofonach rozkazów, a teraz leżą spopieleni na obcej ziemi.  

Śledząc lokalne portale informacyjne, można odnieś wrażenie, że Ukraińcy wygrywają w tej nierównej walce. Niewielkie, dobrze wyposażone oddziały partyzanckie potrafią unieszkodliwić nawet kolumnę czołgów. Mają też istotne wsparcie tureckich dronów. Oglądamy potyczki na ulicach miast, starcia w polach i lasach. Ukraińcy na tych nagraniach zawsze triumfują. Ale wystarczy pogrzebać w internecie i ukazuje się druga strona medalu. Wojska najeźdźcy to nie tylko wystraszeni poborowi. Oni są mięsem armatnim. Głębiej przez Ukrainę przetacza się machina wojenna, lepiej uzbrojona i wyszkolona. Widać dyscyplinę i skupionych żołnierzy. Tego nie da się unicestwić wyrzutnią przeciwczołgową.  

Podziwiam Ukraińców za ich umiłowanie ojczyzny. Chwała Ukrainie! Nie chcę być fatalistą, obawiam się jednak, że może przyjść moment niewyobrażalnych na razie decyzji. Na pewno jeszcze nie dziś ani nie jutro. Jeśli pojawi się groźba całkowitego zniszczenia kraju - oby tak się nie stało - Ukraińcy staną wobec egzystencjalnego pytania. Ich bohaterstwo jest niepodważalne, udowodnili to światu, ale przyszłość tworzą tylko ludzie żywi. W sytuacji "być albo nie być" rozsądniej wybrać tę pierwszą opcję. Walczą w imieniu całej Europy, a ich samotność tłumaczy istnienie bomby atomowej. Wstyd mi, że mogę jedynie trzymać za nich kciuki. Współczesne Termopile? Ukraińskie Westerplatte? Lepiej się zamknąć.