Siergiej Ławrow – wampir drugiego planu – w garniturze Armaniego z głosem radiowego spikera. Na politycznej arenie od wielu lat. Mogłyby być dziś szanowanym mężem stanu, kochanym dziadkiem i wspaniałym ojcem. Ale wybrał inną drogę. Został potworem. Odrażającym, cynicznym kłamcą i trollem. Wsłuchuję się w jego konferencje prasowe w turpistyczną fascynacją. Przypomina admirała ciemnej mocy z Gwiezdnych Wojen, przysięgającego śmierć rebeliantom. Zawsze straszy tym samym tonem i sparaliżowaną twarzą. Ławrow jest ministrem spraw zagranicznych olbrzymiego kraju, a nosi w sobie wadliwy gen Dr. Jekylla i Mr. Hyde'a W jednej chwili potrafi być nieznoszącym sprzeciwu satrapą, w drugiej, bezsilnym pionkiem. Nie jest na szachownicy królem. Koronę nosi Putin.

Wladimir Władimirowicz jest potworem innego gatunku. Brakuje mu finezji Ławrowa. Nie leżą na nim żadne garnitury, nawet te najtańsze. Przyzwyczajony jest bardziej do munduru niż do marynarki i krawata. Źle się czuje w cywilnych ubraniach. Znacznie lepiej w klinikach chirurgii plastycznej. Wychowany na heroicznych opowieściach o wielkiej wojnie ojczyźnianej, Putin przeżył dramat, gdy Związek Radziecki na jego oczach się rozpadł. Ale robił swoje. Schował marzenia o Wielikajej Rosiji głęboko w rękawie, ale gdy przyszło właściwe rozdanie, na stół rzucił znaczone karty. Putin to megaloman i zbrodniarz wojenny. Niestety dla wielu Rosjan jest panem Bogiem. Rozgrzeszają go z największych potworności bez żadnej pokuty. Namaszczają sakramentem niezwyciężonego wodza.

Nie bez powodu biorę na celownik tych dżentelmenów. Są jak Flip i Flap - jeśli jeszcze ktoś pamięta tamte czarno białe filmy. Tym razem nie potrafimy się śmiać nawet przez łzy. Zniszczone ukraińskie miasta i sznur uciekinierów są puentą ich czarnego poczucia humoru. Putin i Ławrow - koszmarny duet europejskiego koszmaru. Wychowani na tolerancyjnym cycku Zachodu. Ugłaskani na światowych salonach, noszeni na rękach przez finansjerę. Tak utuczeni, w końcu zdjęli maski. Odrywają swoje role wprost do obiektywu i nie drgnie im nawet powieka. Ławrow zapytany niedawno, czy inne państwa powinny się obawiać Rosji, odparł - "nie napadliśmy na Ukrainę, nie zaatakujemy więc innych". Potem opowiadał coś o tragedii szpitala w Mariupolu, jak tendencyjnie była zmontowana.  

Jeszcze miesiąc temu, nie pozwoliłbym sobie szkicować sylwetek polityków w ten sposób. Ale po trzech tygodniach oddychania wojną, porzucam dziennikarską neutralność. Część mnie każe mi pisać o prezydencie i szefie dyplomacji Rosji, ale potężniejszy głos nakazuje opisywać potworów - żarłocznych i bezwzględnych. Nienasyconych i spragnionych. Jednym z największych błędów Zachodu było przekonanie, że pod moskiewską szerokością geograficzną świat postrzegany jest tak, jak w pozostałej części Europy. Nic bardziej mylącego. Wystarczy spojrzeć na fotografie rosyjskich jeńców wojennych. Często, porzuceni na linii frontu, skazani są na łaskę wroga. Sami o tym mówią. W zepsutych czołgach trzęsą się z zimna i ze strachu. Potem z niewoli dzwonią do matek i płaczą.  

Nikt nie zabiera poległych rosyjskich żołnierzy z ukraińskich pól. Gniją zdradzeni przez dowódców i polityków. Wdeptani w ziemię, rozdziobani przez wrony, nie staną się nigdy statystyką. Bo wojny oficjalnie nie ma. Nie widać jej w rosyjskiej telewizji ani w Internecie. Heroiczne protesty i słowa o agresji na Ukrainę nalezą do rzadkości. Naród niedoinformowany nie podniesie się z kolan. Gotów jest w takiej pozycji umrzeć. Będzie święcie wierzył, że jego synowie walczą w imieniu ludzkości, że w Kijowie rządzą faszyści w brunatnych koszulach. Kto pamięta, że mają za prezydenta Żyda? Gotowość Rosji do wyrzeczeń pokazuje historia. Szli po trupach do Berlina i zjadali się nawzajem w oblężonym Leningradzie, bo mieli jasno określonego wroga. Putin i Ławrow stworzyli im nowego - Ukrainę! 

Zbrodniarze wojenni trafiają przed trybunał w Hadze. Tak było w przypadku wojny na Bałkanach i ludobójstwa w Rwandzie. Ale szczerze mówiąc, mam duże wątpliwości, czy bohaterowie tego eseju kiedykolwiek pociągnięci zostaną do odpowiedzialności w majestacie prawa. Nie wiem, jak sejsmiczna zmiana musiałby nastąpić w Rosji, jakie obudzić musiałoby Rosjan trzęsienie ziemi, żeby tak się stało. Ten kraj nie godzi się na ekstradycję swoich obywateli - ma to zapisane w konstytucji. Po otruciu w Londynie Litwinienki i zaatakowaniu bronią chemiczną Skripala w Salisbury, były obciążające dowody. Wysunięto oskarżenia. Ale Rosja śmieje się z takich prób w żywe oczy. Jeden z zamachowców, który poczęstował polonem Litwinienkę, dziś jest deputowanym w rosyjskiej Dumie.  

Pytam więc retorycznie: co musiałoby się stać, żeby Rosja wydała Hadze Putina i Ławrowa? To czysta fantastyka! Prędzej świat zacznie się obracać szybciej wokół własnej osi, a ciężar ich grzechów oderwie Rosję od Ziemi i wystrzeli w kosmos, niż sprawiedliwości stanie się zadość. Bardzo chciałbym się mylić. Bardzo chciałbym wierzyć, że kuluarach rosyjskiego koryta władzy są ludzie gotowi wprowadzić śmiałe zmiany. Wymagałyby one dużej odwagi, graniczącej z poświeceniem rebeliantów z "Gwiezdnych wojen". Problem w tym, że film jaki rozgrywa się w Moskwie i ten za naszą wschodnią granicą, nie jest science ani nie jest fiction. To materiał dokumentalny dla przyszłych pokoleń. Lekcja tego, jak złudne jest obłaskawianie potwora i jaką płaci się cenę za udawanie, że jest człowiekiem.