Dziś będzie o czterech kolorach – białym, czerwonym, niebieskim i żółtym. Takiej flagi nie ma. Ale los obdarzył nas mniejszością ukraińską rozmiaru Warszawy. Nagle urodziło się w Polsce prawie dwa miliony ludzi. W większości to zdrowi, wykształceni obywatele ze wschodu. Abstrahując od tragicznych okoliczności, w jakich się znaleźli, drugiej takiej szansy nie otrzymamy. Możemy ponownie stać się krajem wielokulturowym, wspólnotą dwóch narodów. Zmarnowaliśmy tę możliwość po II wojnie światowej, którą przeżyło ćwierć miliona Żydów. Po pogromie w Kielcach bezpowrotnie utraciliśmy polską żydowskość. Jej brak do dziś odczuwamy, choć nie wszyscy w ten sam sposób.

Proponuję już teraz uczyć się języka ukraińskiego. Nie trzeba wcale zapisywać się na wieczorowe kursy. Wystarczy wsłuchać się w jego brzmienie i pozwolić, by treść zaczęła nabierać kształtu. Jeśli ktoś miał w szkole rosyjski, to stosunkowo proste. W pewnej chwili zaczniemy rozumieć absolutnie wszystko. Jest jeszcze druga strona medalu - nie żądajmy od Ukraińców, by nagle zaczęli mówić po polsku. Bardzo wielu mówi i to cholernie imponuje, ale nie wszyscy potrafią. Los sprawił, że oto zlewają się ponownie nasze historie. Dajmy sobie czas. Pozwólmy, by porozumiały się nasze języki. Bądźmy cierpliwi. Oby ludzie znaleźli swe domy - gdziekolwiek będą - kiedy to wreszcie się skończy.

Wojna w Ukrainie jest wielką, nabrzmiałą kreską. Wszelkie wzmianki o Wołyniu należy zostawić historykom. Widziałem rozklejane na latarniach ulotki, a na nich banderowcy nabijający na widły kobietę w ciąży. Aż mną zatrzęsło! Gdy ruski walec rozjeżdża sąsiada, nie czas na wyciąganie z szuflad prymitywnych liczydeł. Rachunki krzywd były, ale pojawiły się nowe. Nieszczęście przyćmiewa nieszczęście. Zbrodnia przykrywa zbrodnię. Warto sobie zadać pytanie, jak długo żyje człowiek? Nawet ci najstarsi nie pamiętają dokładnie tamtych czasów. Tymczasem młodzi Ukraińcy giną w obronie Europy. Wołyń był, ale teraz płonie cała Ukraina. Nie nam dolewać oliwy do ognia.

Chciałbym się zwrócić do panów z Konfederacji, którzy przemówili ostatnio w Sejmie do wyłączonych kamer i głuchych mikrofonów. Tematem zwołanej przez nich konferencji prasowej byli uchodźcy z Ukrainy. "Pomoc tak, ale nie przywileje" - głosił transparent. Kiedy słuchałem barokowych klaunów na sejmowej mównicy, rozgrzeszałem ich sarmackie wąsy i błazeńskie muszki. Nawet wszechpolskie obszczymury biegające bez majątek wzbudzały we mnie najwyżej litość. Ale kiedy po trzech tygodniach wojny stają z antyukraińskim przekazem, rzygam na ich wypolerowane buciki i garnitury Armaniego. Zawsze byliście pożytecznymi głupcami, a teraz przestajecie być ludźmi.

Wyszedłem do ogrodu wystawić twarz do słońca. W Londynie wiosna. Wszystko budzi się bezwstydnie do życia, na przekór koszmarowi. Zniesiono też wszystkie pozostałe obostrzenia pandemiczne. Do Wielkiej Brytanii mogą wjeżdżać nawet niezaszczepieni bez testowania i wypełniania formularzy lokacyjnych. Oficjalnie pandemii nie ma. Ale w moim domu koronawirus znalazł schronienie. Na czworo mieszkańców, troje ma wynik pozytywny. Tylko ja się bronię. Tak wygląda wojna z Covid-em. Nadużywaliśmy przez ostanie dwa lata tego słowa, aż upomniało się o swoje pierwotne znaczenie. Wojna powoli znika z pierwszych stron gazet. A jak będzie za miesiąc?

Jaka będzie Ukraina? Ilu zostanie w niej Ukraińców, tych martwych i żywych? W tle niekończącego się barbarzyństwa trwają negocjacje - nie przejdzie mi przez gardło, że pokojowe. Rosja gotowa jest zaprzestać bombardowań w zamian za wyrzekniecie się przez Kijów ambicji członkostwa NATO. Wojska agresora powrócą do koszar, jeśli Ukraińcy przyjmą neutralność i przestaną się zbroic. To są doniesienia nieoficjalne - przecieki znad kwadratowego stołu. A co z Krymem? Co z Donbasem? Co z granicami? Wciąż jest więcej niewidomych niż jaskółek tej wiosny. Dopóki giną ludzie, politycy przegrywają. Wojna w Ukrainie nie będzie trwała wiecznie. Ale to małe pocieszenie.