Po zdobyciu przez Joannę Fiodorow srebrnego medalu mistrzostw świata w rzucie młotem Malwina Wojtulewicz przyznała, że jest spełniona jako trenerka. "Zrobiła to, na co ją stać" - skomentowała. "Od dawna mówiłam, że Aśka może daleko rzucać. Ale ciągle nie był to jej dzień. Czułam, że to będzie właśnie ten dzień i ta chwila” – przyznała.

Nastawiałam się na to, że będzie rekord życiowy. Powiedziałam, że jeśli to zrobi, to ja będę spełnionym trenerem, a ona spełnioną zawodniczką. Po cichu sobie pomyślałam, że rekord życiowy to medal - powiedziała Wojtulewicz.

Fiodorow w sobotę w Dausze osiągnęła największy sukces w karierze. Zdobyła pierwszy medal mistrzostw świata i poprawiła o ponad metr rekord życiowy, który teraz wynosi 76,35.

Zażartowałam do Aśki, by w pierwszej próbie było z fajerwerkami. No i tak było. Powiedziałam jej, że od razu ma lecieć na maksa, a jak wyjdzie, tak wyjdzie. Nie wiedziałam, co siedzi w jej głowie, ale była nabuzowana - relacjonowała Wojtulewicz. Widziałam, że jest spokojna i inna niż zawsze. Czułam, że będzie bardzo dobrze - przyznała.


Fiodorow w pierwszej próbie zapewniła sobie srebrny medal. Choć później starała się jeszcze do tego wyniku dołożyć, to emocje wzięły górę.

Zawsze człowiek się obawia, że ktoś może przerzucić, ale czułam, że ta próba da medal, ale nie wiedziałam, czy srebro czy brąz. Potem już zaczęły wkradać się błędy, emocje wzięły górę, ale to była seria jej życia - zaznaczyła trenerka.