Tomasz Sikora, nasz najlepszy biathlonista w historii, miał chwile zwątpienia po skończeniu szkoły. Chciał rzucić ten sport - opowiada pierwszy trener sportowca Serafin Janik. Musieliśmy go z rodzicami zmusić do kontynuowania kariery.

Spodobał mu się karabin

Trener Serafin Janik spotkał Tomasza Sikorę w 1988 roku, kiedy nasz biathlonista skończył szkołę podstawową i przyszedł do szkoły zawodowego. Spodobał mu się karabin, a wcześniej trochę biegał - mówi Janik. I tak to się zaczęło. Trudno było wtedy przypuszczać, że będzie startował na igrzyskach olimpijskich, ale było widać, że to jest dolny chłopaka, który robić systematyczne postępy. Był spokojnym, dobrym uczniem i wykonywał wszystkie polecenia trenera. Byłem dla niego ojcem

Po skończeniu szkoły zawodowej był z Tomkiem "mały problem" - opowiada trener Serafin Janik - chciał skończyć karierę. Ale z rodzicami tak jakby zmusiliśmy go do dalszego biegania i strzelania. Sikora obawiał się o swoją przyszłość i chciał pracować w firmie swojego brata, który zajmuje się pokrywaniem dachów. Na szczęście Sikora trafił do kadry i pozostał przy biathlonie.

Wierzę w ten medal

Już cztery lata temu trener Janik miał satysfakcję, kiedy Tomasz Sikora zdobył srebrny medal w ostatni dzień igrzysk w Turynie. Ale jeszcze większą satysfakcję, jak mówi, będzie miał teraz, jeśli Tomek na swojej piątej olimpiadzie zdobędzie medal. Tym bardziej, że warunki w pierwszym biegu zniweczyły cały wysiłek naszego zawodnika. Trener Janik wierzy, że  Tomasz Sikora będzie stał na podium w Vancouver.

Będę dzwonił jak będzie na "pudle"

Jak będzie na "pudle", zaraz będę do niego dzwolił, bo w tej chwili nie ma co dzwonić i go denerwować i przekonywać. On ma tyle ambicji i woli walki o ten medal, że nie trzeba go juz mobilizować. Czekam na "pudło" i łapię za telefon.