Francesca Schiavone odniosła pierwsze w karierze zwycięstwo w Wielkim Szlemie, triumfując w turnieju na kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa w Paryżu. W finale włoska tenisistka pokonała Australijkę Samanthę Stosur 6:4, 7:6 (7-2).

Schiavone była w imprezie rozstawiona z numerem 17., a Stosur z "siódemką". Obie po raz pierwszy wystąpiły w finale imprezy wielkoszlemowej.

Schiavone wspierała na trybunach kilkunastoosobowa grupa znajomych i przyjaciół ubranych w białe koszulki z napisem "Forza Francesca" oraz czarne opatrzone hasłem "Schiavone nic nie jest niemożliwe". Zabrakło jednak rodziców, których zawodniczka pozdrowiła podczas ceremonii zamykającej finał. Puchar Suzanne Lenglen odebrała z rąk Francuzki Mary Pierce, która triumfowała w Paryżu w 2000 roku.

Zwycięstwo dało Włoszce premię w wysokości 1,12 mln euro, a punkty tu zdobyte pozwolą awansować w poniedziałek na szósta pozycję w rankingu WTA Tour, najwyższą w dotychczasowej karierze.

Do Paryża w piątek wieczorem przylecieli z Australii rodzice Samanthy. Nie przynieśli jednak szczęścia córce, która po porażce nie mogła opanować łez i smutku po porażce. Występ w stolicy Francji przyniósł jej 560 tys. euro.

Stosur wygrała cztery ostatnie z pięciu poprzednich spotkań ze Schiavone, w tym przed rokiem w pierwszej rundzie Roland Garros. Sobotni pojedynek tych tenisistek był dopiero piątym wielkoszlemowym finałem w Open Erze tenisa (od 1975 roku) z udziałem dwóch zawodniczek, które wcześniej nie osiągnęły tej fazy.