Jedna bramka zdecydowała o tym, że Polacy zagrają w półfinale mistrzostw Europy w piłce ręcznej. Nasi zawodnicy po dynamicznym, pełnym emocji spotkaniu wygrali z reprezentacją Czech 35:34. W najbliższą sobotę nasi szczypiorniści będą walczyć w Wiedniu o medal.

Mecz rozpoczęli biało-czerwoni ale to Czesi - konkretnie Jicha - zdobyli pierwszą bramkę. Wyrównał Karol Bielecki, który po chwili zaliczył odbiór w obronie, obsłużył celnym podaniem Tomasza Tłuczyńskiego i tak po raz pierwszy wyszliśmy na prowadzenie.

Czesi mają bardzo wysokich obrońców - aż czterech z nich to dwumetrowcy. To jednak nie przeszkadzało Bieleckiemu, który ponownie rzucił niczym z armaty i zdobył trzecią bramkę dla biało-czerwonych. "Bielecki Show" trwał nadal - tym razem Bielecki zablokował rzut Jichy, a po chwili zapisał na swoim koncie trzecie trafienie. Czesi zrozumieli, że tak dalej być nie może i zaczęli grać nieco wyżej w defensywie, zwracając szczególną uwagę na Bieleckiego. Do siatki trafił zatem Jaszka. Niestety, w obronie graliśmy troszkę słabiej. Czesi dość łatwo zdobywali bramki i po sześciu minutach prowadziliśmy skromnie - 5:4.

Wreszcie rozruszały się nasze skrzydła. Trafił Jurasik - jego forma z meczu na mecz wyraźnie rośnie. W kolejnej akcji czwarte trafienie Bieleckiego. Tym razem efektownie, po koźle - co zupełnie zmyliło czeską defensywę. Niestety, po chwili Bielecki osłabił zespół. Dwie minuty kary dla naszego najlepszego strzelca. Czesi wykorzystali to bezlitośnie doprowadzając do remisu 7:7. Taki wynik widniał na tablicy wyników po 10 minutach.

Ósmy gol dla Polaków to bardzo ładna, techniczna "wkrętka" Tłuczyńskiego. W odpowiedzi znowu dość łatwo Jicha. Niestety w 12. minucie trafił Kubes (przeważnie wykorzystywany jedynie w obronie) i Czesi wyszli po raz pierwszy na prowadzenie. Kolejne rzuty Polaków i Czechów zatrzymały się odpowiednio na słupku i poprzeczce. A jak nie idzie, to najlepiej podać do Bieleckiego... Trafił ponownie i miał w tym momencie skuteczność na poziomie 87%!

Kolejne minuty to walka punkt za punkt. W 21. minucie było 14:14. Na ławkę kar powędrował Kamil Piskac. To była świetna szansa na wypracowanie choćby minimalnej przewagi. Zaczął Jurasik (trzeci gol), ale niestety celnym rzutem odpowiedział Vitek. Trafił jeszcze Michał Jurecki, ale po dwóch minutach gry w przewadze można było sobie obiecywać trochę więcej, a tak 16:15 dla biało-czerwonych i piłka w rękach Czechów.

Na szczęście, ostatnie minuty pierwszej połowy były nieco lepsze. Udało nam się wyjść na dwubramkowe prowadzenie. Trener Czechów poprosił o czas. No i rywale z mozołem próbowali doprowadzić do remisu... niestety z powodzeniem: Vitek i Sklenak zdobyli po bramce i z naszej przewagi zostało "zero". Przed przerwą po kontrze trafił jeszcze Sobol.

Na plus można zapisać karę dwóch minut dla Jichy. Czesi rozpoczęli drugą połowę w osłabieniu.

Druga połowa (i cały mecz) dla Polski

Druga część gry rozpoczęła się trochę lepiej. Coraz głośniejsza była także kilkusetosobowa grupa naszych kibiców. Polacy zdobyli szybko cztery bramki. Czesi odpowiedzieli dwoma. To jednak pozwoliło nam wyjść na prowadzenie 22:21 w 34. minucie.

W kolejnej akcji ofensywnej błąd popełnił Marcin Lijewski i rywale po kontrze doprowadzili do kolejnego remisu. Na ławkę kar powędrował Hynek. Gola zdobył Tłuczyński, a przed nami było jeszcze ponad 100 sekund gry w przewadze. Po raz kolejny efekty nie były olśniewające, bo Czesi mieli dobrze dysponowanego Jichę. I wtedy dwie "akcje-marzenie" w wykonaniu Jurasika pozwoliły wyjść na dwubramkowe prowadzenie. Przydałaby się dobra akcja w obronie... Ale jest Jicha. Tym razem zaatakował ze skrzydła. 25:24 w 39. minucie. Obraz gry się nie zmieniał. Czesi doprowadzali do remisu - po chwili my odzyskiwaliśmy jednobramkową przewagę. Z całą pewnością to mecz dla osób o silnych nerwach.

Na kwadrans przed końcem spotkania remis po 27. A już mieliśmy dwie bramki przewagi...

Dobrze, że z linii 7 metrów nie mylił się Tłuczyński. Trzeci karny, trzeci gol i mamy 28. trafienie.

Broniliśmy szczęśliwie - poprzeczka, a w kolejnej akcji udana obrona Szmala. Pogubiliśmy się za to w defensywie i nadal musieliśmy się zadowolić jedną bramką przewagi.

Przełomowy moment to 47. minuta. Najpierw w arcytrudnej sytuacji trafił Bartosz Jurecki, a dosłownie kilkanaście sekund później do kontry pomknął Jurkiewicz. 30:27. Za monet pomylił się Jicha, a to nie zdarzało mu się tego wieczoru zbyt często. Była szansa na powiększenie przewagi, ale piłka po rzucie Jachlewskiego trafiła w poprzeczkę. Czesi "grali swoje", czyli z mozołem odrabiali straty: Zdrahala, Filip i z trzech bramek przewagi została jedna.

Na osiem i pół minuty przed zakończeniem spotkania wygrywaliśmy 31:30. Często traciliśmy piłkę. Nieporadność w ataku pozwalała Czechom rozgrywać szybkie, a co najważniejsze efektywne kontry. Na zegarze 53. minuta. Wynik 31:31. I znowu zabrakło szczęścia - Rosiński w słupek.

Bielecki podaje do... Kubesa - kolejna kontra i kolejny gol dla Czechów 31:32, a do końca już tylko sześć minut! Kolejna akcja to rzut Bieleckiego... w słupek. Czescy rezerwowi wznieśli ręce w geście zadowolenia i nie ma się co dziwić

Do remisu doprowadził jednak Jachlewski. Do końca cztery minuty. Nie można było mieć już wątpliwości - o wyniku zadecyduje jedna akcja, jeden gol. Na prowadzenie wyprowadził Polaków Krzysztof Lijewski. Przechwyt po stracie Jichy, jest szansa na kolejną bramkę, niestety rzut Jurasika nieudany, w odpowiedzi trafił Sklenak, który bez kłopotów ograł Jaszkę. Remis.

Ciężar gry ponownie wziął na siebie Krzysiek Lijewski. Do końca 120 sekund. 34:33 dla Polski i piłka w naszych rękach. Trafia Michał Jurecki. Do końca 50 sekund prowadzimy dwoma bramkami. Czesi niwelują naszą przewagę, ale mamy piłkę i jedną bramkę przewagi. Zostało 20 sekund. Bogdan Wenta poprosił o czas.

Czesi bronią wysoko i próbują przejąć piłkę. Na sześć sekund przed końcem nieudana próba Michała Jureckiego. Rywalom zabrakło czasu. Półfinał jest nasz 35:34.

Pozostałe mecze naszej grupy

Francja - Słowenia 37:28

Słoweńcy, których moment przestoju w niedzielnym meczu z Czechami kosztował utratę punktów, rozpoczęli mecz bez respektu dla utytułowanego rywala. Francuzi, mistrzowie olimpijscy i świata, długo nie mogli uzyskać większej przewagi. Zdarzały się im proste błędy, które skwapliwie wykorzystywali rywale. Linie defensywne obu zespołów w pierwszej połowie nie były zbyt trudne do sforsowania, toteż gole padały jeden za drugim. Wynik do przerwy oscylował wokół remisu, a żadnej z drużyn nie udawało się uzyskać więcej niż dwubramkowego prowadzenia. Ostatnie słowo należało jednak do Słoweńców i to oni schodzili do szatni prowadząc 18:17. Decydujący dla przebiegu spotkania okazał się początek drugiej odsłony. Drugą bramkę po przerwie Słoweńcy zdobyli dopiero w 39. minucie tracąc w tym czasie sześć, w tym cztery autorstwa Michaela Guigou, który w tym meczu był nie do zatrzymania. Słoweńcy ostatecznie stracili szanse na awans do półfinału.

Najwięcej bramek: dla Francji - Michael Guigou 10, Daniel Narcisse 5; dla Słowenii - Vid Kavticnik i Luka Zvizej - po 6

Hiszpania - Niemcy 25:20

Od początku spotkania trzybramkową przewagę uzyskali Hiszpanie. Brązowi medaliści olimpijscy jeszcze zachowali szanse na awans do półfinału, który z grającej w Innsbrucku grupy II na razie zapewniła sobie tylko ekipa mistrzów świata Francji. Mistrzowie świata z 2007 roku Niemcy walczyli już tylko o honor, gdyż przed tym meczem z jednym punktem byli czerwoną latarnią w tabeli.

Przed przerwą Niemcy coraz bardziej tracili dystans do rywali, pomimo żywiołowego dopingu kilku tysięcy przybyłych do Austrii kibiców. Sami ułatwiali Hiszpanom sprawę, gdyż nie potrafili wykorzystywać sytuacji jeden na jeden i rzutów karnych. Drużyna z Półwyspu Iberyjskiego skwapliwie korzystała z tych prezentów i w 24. minucie prowadziła 12:7. Korzystny wynik bez specjalnych problemów utrzymała do przerwy (14:9).

W drugiej połowie obraz gry specjalnie nie zmienił się. Jose Javier Hombrados ponownie bronił karne i wychodził obronną ręką z pojedynków z atakującymi Niemcami. Jego koledzy w przodzie dopełniali dzieła zniszczenia i Hiszpania ostatecznie zwyciężyła 25:20.

Najwięcej bramek: dla Hiszpanii - Victor Tomas 6, Juan Antonio Garcia 5; dla Niemiec - Uwe Gensheimer 5 i Torsten Jansen 4.