"Na wakacje dookoła świata nie pojadę, bo nie można swobodnie podróżować. Na koncerty, na które nigdy nie miałam czasu, też nie pójdę, bo ich nie ma. Pewnie i tak bym jeździła na rowerze. A skoro tak to czemu nie podjąć jeszcze raz wyzwania i nie przygotować się do Igrzysk" – mówi w rozmowie z RMF FM dwukrotna wicemistrzyni olimpijska. Maja Włoszczowska opowiedziała nam o tegorocznym sezonie, nadziejach związanych z Igrzyskami w Tokio oraz zbliżającym się końcu sportowej kariery.

Patryk Serwański RMF FM: Na jakim byłaś etapie przygotowań do Igrzysk Olimpijskich, gdy okazało się, że to wszystko traci sens, bo rywalizacji w Tokio po prostu w tym roku nie będzie?

Maja Włoszczowska: Byłam na bardzo dobrym etapie. Zaczęliśmy w marcu sezon startowy. Bardzo zależało mi na tym, żeby od początku mieć dobrą formę. Potrzebuję trochę punktów, by poprawić swoją pozycję w rankingu UCI, który decyduje o pozycji startowej na Igrzyskach. W 2019 roku miała trochę problemów zdrowotnych, opuściłam kilka startów. Te starty były mi potrzebne, a zaczęło się nawet lepiej niż myślałam. Wygrałam bardzo mocno obsadzony wyścig. Nadzieje na sezon były więc bardzo, bardzo duże. Wszystko szło świetnie. Wiadomość o przesunięciu Igrzysk była bardzo przykra. Wcześniej było jeszcze całe wariactwo związane z powrotem do kraju ze zgrupowania w Hiszpanii. Później czas niepewności, trenowanie w domu. Wszystko to jednak znosiłam bardzo dobrze. Była w formie i założyłam, że za jakiś czas też będę. Za rok też mogę być. Jeszcze jedna zima w Hiszpanii na zgrupowaniu nie będzie taka zła. Ale przedłużające się oczekiwania, wyścigi wiszące w powietrzu, konieczność trenowania w Polsce w kapryśnych warunkach - to wszystko nie było proste. Złapałam także infekcję. Moja forma poleciała do dołu. Przyznam, że miała więc okres, kiedy moje samopoczucie było dużo gorsze. Część sezonu w kolarstwie górskim udało się jednak uratować. Mieliśmy Mistrzostwa Świata, Mistrzostwa Europy, kilka Pucharów Świata. Wszystko było bardzo specyficzne. Także wyniki, ale dla zawodników możliwość startów była ważna. Roczna przerwa dla wszystkich byłaby bardzo trudna.


Tokio 2021 musi budzić emocje. Po pierwsze nie wiadomo, jaka będzie sytuacja z epidemią. Możliwe, że z ważnych przyszłorocznych startów wykluczy kogoś wynik testu na koronawirusa. Zresztą widzimy to od dłuższego czasu. Przykłady z ostatnich dni to zimowe dyscypliny sportu, boks.

Tak to prawda, ale to są rzeczy, na które nie mam wpływu. Ten okres niepewności, później choroby spowodowały, że żałowałem przełożenia Igrzysk o rok. Jeśli chodzi o niepokoje związane z przyszłym rokiem, bardziej martwi mnie jakość kontroli antydopingowych. Przy obecnych problemach w podróżach w trakcie przygotowań do Igrzysk to może być trudne. Większość sportowców ma tak zwany system Adams. Kontrolerzy mogą nas sprawdzać w domach czy na obozach treningowych. Teraz jednak także kontrolerzy nie są tak mobilni. To powoduje, że mam wątpliwości, czy igrzyska będą czyste i fair-play. Natomiast mamy właściwego człowieka na czele WADA i wierzę, że uda się wypracować odpowiednie schematy. A same Igrzyska? Nie mam wpływu na to, czy gdzieś nie trafię na wirusa. MKOl bardzo liczy na pojawienie się szczepionki. Z tym akurat też mam wątpliwości, bo pytanie czy wszyscy będą chcieli się zaszczepić. Jest trochę niewiadomych, ale wierzę, że Igrzyska się odbędą.

O tym, żeby nie przejmować się tym, na co nie mamy wpływu, mówił w ostatnich latach często były selekcjoner piłkarskiej kadry Adam Nawałka. Powiedzieć pewnie łatwo, zastosować trudniej. Nauczenie się tego jest trudnym procesem, wynika z doświadczenia?

Jasne, że tak. Na szczęście mam bardzo mądrą mamę, która tego typu mądrości wpajała mi od dziecka. Nauczyła mnie na przykład, by wykreślić ze słownika słowo "muszę", bo jeżeli do czegoś podchodzimy z musu to wywołuje to negatywne emocje. Zawsze tłumaczę sobie, że nic nie muszę tylko mogę. I wtedy mam inne nastawienie. Podobnie jest z podchodzeniem do problemów. Bardzo chciałabym funkcjonować jak moja mama, bo jest dla mnie absolutnym mistrzem. Gdy pojawia się problem, robi szybką analizę, czy może coś z nim zrobić. Jeśli nie, to musi zaakceptować sytuację, a jeśli może, to stara się problem rozwiązać. To jest dla mnie wzór działania. Czasami umiem korzystać z tych wszystkich mądrości korzystać, ale nie jest idealnie. Też się czasami z różnymi stresami borykam.

Czy ten sezon 2020, jak sama mówisz dziwny, pozwolił ci uzyskać świadomość, że ciągle jesteś w światowej czołówce? W ogóle tego typu potwierdzenie, że rywalki są niezmiennie w zasięgu jest istotne?

Jasne, że jeśli idzie dobrze to jest to bardziej motywujące. Znacznie trudniej się zmotywować, gdy nie potrafimy zbudować formy. Wyniki zawsze więc wpływają na morale. Na Mistrzostwach Świata i Europy byłam w czołowej ósemce. To trochę poniżej moich oczekiwań, natomiast ten rok był specyficzny. Z powodu tych moich majowych przeziębień dyspozycja nie była idealna. Najlepszą dyspozycję miała w okresie marzec-kwiecień i wierzę, że w przyszłym roku mam szansę, by walczyć o najwyższe lokaty. Ucieszył mnie też ostatni tegoroczny wyścig czyli Mistrzostwa Świata w maratonie. Co prawda na mecie nie byłam szczęśliwa kończąc na drugim miejscu, bo zabrakło mi bardzo mało do złota, co przy 4-godzinnym wyścigu jest bolesne. Z drugiej strony byłam na podium, dołożyłam kolejny medal do kolekcji. To coś co napędza, mobilizuje. Dorzuciłam sobie też cel na przyszły rok. Oprócz Igrzysk także Mistrzostwa Świata w maratonie. To będzie ostatnia impreza mistrzowska w 2021 roku i to będzie świetna okazja by zakończyć karierę. 

Wielu sportowców zdecydowało się na przedłużyć kariery o 12 miesięcy z powodu Igrzysk. Co jest w nich tak przyciągającego? Ty już masz medale, możesz czuć sportowe spełnienie, ale także zdecydowałaś się na taki krok.

Igrzyska nie ekscytują mnie już jak te pierwsze, na które pojechałam, ale cały czas są niesamowitą magią. To jest absolutnie największe święto sportu. U mnie pochłonęły praktycznie 20 lat życia i zawsze stanowiły najważniejszy cel. Kończąc karierę nie wyobrażałam sobie, żeby skończyć ją w innym sezonie niż ten olimpijski. Tym bardziej, że cały czas mogę walczyć o czołowe lokaty. Sam start nie byłby żadną frajdą. Brakowałoby mi tego Tokio. Kiedy zastanawiałam się, czy przedłużyć karierę o 12 miesięcy czułam, że rezygnacja wiązałaby się z jakąś pustką. Poza tym co bym robiła bez sportu? Na wakacje dookoła świata nie pojadę, bo nie można swobodnie podróżować. Na koncerty, na które nigdy nie miałam czasu, też nie pójdę, bo ich nie ma. Pewnie i tak bym jeździła na rowerze. A skoro tak to czemu nie podjąć jeszcze raz wyzwania i nie przygotować się do Igrzysk? Za igrzyskami stoi też cały marketing mojego sponsora - firmy Kross. Przygotowano specjalnie dla mnie nową ramę produkowaną w Polsce. Do tego powstał cały branding różnych akcesoriów olimpijskich. Szkoda byłoby całej tej pracy. 

Najczęściej identyfikujemy cię po prostu jako reprezentantkę Polski, ale przecież reprezentujesz barwy Kross Racing Team, a zespół w tym sezonie odnosił sukcesy i znalazł się w czołówce światowego rankingu.

Mamy bardzo silną ekipę. Ondrej Cink walczy o podium Pucharów Świata. Z roku na rok poprawia się Bartek Wawak i mam nadzieję, że też wystąpi w Tokio. Wierzę, że to zawodnik, który może walczyć o podium światowych imprez. Brakuje mu tylko tej iskierki. Ale na pewno stać go na to. Ja ze swoich wyników też jestem zadowolona. Jako team możemy uznać sezon za udany. Wszyscy jednak są głodni rywalizacji i chcą by rok 2021 był już normalny ze wszystkimi zaplanowanymi imprezami. Chcielibyśmy skupić się na sporcie, a nie na koniecznością walki z wirusem czy restrykcjami. Wsparcie teamu jest bardzo istotne. Niezawodny sprzęt ma ogromne znaczenie. Na tym polu cały czas trwa rywalizacja. Zaplecze, które mamy, gwarantuje nam światowy poziom.

Zaplecze sprzętowe masz, ale przez lata nie doczekałaś się krajowego zaplecza w postaci silnych rywalek. Tak sobie myślę, że zapewne byłaś przez lata inspiracją i zapewne niektóre zawodniczki, które były pod wrażeniem twoich sukcesów trafiły na przykład do kolarstwa szosowego. Ta dziedzina zrobiła u nas duży postęp. W kolarskie górskim nowych mistrzyń nie widać.

To prawda, że część dziewczyn zaczynająca na rowerze górskim trafiła na szosę. Na przykład Marta Lach, która w jednym z wywiadów mówiła, że jestem jej idolką. Bardzo mi schlebiła. Ale w kolarstwie górskim tych następczyń brakuje. Na wysokim poziomie jeździła kiedyś Kasia Solus-Miśkowicz. Teraz wraca do tej wysokiej formy i mam nadzieję, że jeszcze pokaże na co ją stać. A młodych talentów jest bardzo mało. To pojedyncze osoby. Nie wiem, z czego to wynika, że nie udaje się przekuć sukcesów juniorskich na seniorską rywalizację. Też bym sobie życzyła, żeby młodzież deptała mi po piętach. Teraz już tego aż tak nie odczuwam, ale przez lata na moich barkach leżał ciężar wyników całej reprezentacji. Czułabym się bardziej komfortowo gdyby było to podzielone na kilka osób. Mam nadzieję, że tak się jeszcze zadzieje.

Wspominałaś, że po zakończeniu kariery chcesz poświęcić się choćby podróżowaniu. Masz jakiś plan takiej podróży, czy raczej postawisz w jakiejś mierze na improwizację?

Ten rok pokazał nam, że możemy sobie planować, a rzeczywistość potrafi się z tego zaśmiać. Patrzę co będzie możliwe. Obserwuję, co dzieje się z pandemią. Mam za to listę spraw, sportów, którymi chcę się zająć. Trenując kolarstwo górskie musiałam zrezygnować z wielu sportów albo nie mogłam ich spróbować. Były zbyt kontuzjogenne lub zbyt wyczerpujące. Są na liście koncerty, są podróże w konkretne miejsca. Na razie jednak jeszcze nad tym nie myślę. Przyjdzie na to czas, gdy koniec kariery będzie bliżej na horyzoncie. 


Opracowanie: