Dwukrotny wicemistrz świata Adam Kszczot i Patryk Dobek awansowali do niedzielnego finału halowych lekkoatletycznych mistrzostw Europy w Toruniu. W czołowej "szóstce" powinien być też Mateusz Borkowski, który na metę dobiegł jako pierwszy, ale... został zdyskwalifikowany.

Borkowski bardzo mądrze rozłożył siły. Zaatakował na 200 m do mety, wyszedł na pierwsze miejsce i utrzymał je do końca. Poprawił nawet rekord życiowy, ale... potem został zdyskwalifikowany. Sędziowie uznali, że doszło do przepychanki z trzecim na mecie Szwedem Andreasem Kramerem. Polacy złożyli kontrprotest i czekają na jego wynik.

W swoim stylu półfinał rozegrał Kszczot. Trzykrotny halowy mistrz Europy na tym dystansie ustawił się w środku stawki i czekał do ostatniej chwili, żeby zacząć finisz. To wystarczyło na drugie miejsce i pewny awans. Trenujący z Tomaszem Lewandowskim lekkoatleta uzyskał czas 1.47,98. Wygrał mistrz świata z 2017 roku Francuz Pierre-Ambroise Bosse - 1.47,86.

Sporą niespodzianką jest postawa Dobka, specjalisty biegu na 400 m ppł. Po zmianie trenera na Zbigniewa Króla zawodnik SKLA Sopot wystąpił po raz pierwszy w karierze na 800 m w hali. Najpierw wygrał mistrzostwo Polski, co było sensacją, bo pokonał "profesora" tej konkurencji Kszczota. A teraz bardzo dobrze radzi sobie także na międzynarodowej scenie. W swoim półfinale zajął drugie miejsce czasem 1.47,56. Przegrał jedynie z dwukrotnym medalistą MŚ Bośniakiem Amelem Tukiem.

To jeszcze do mnie nie dotarło. Myślałem, że mnie na końcu ‘przejadą’, ale rzutem na taśmę udało się wykonać zadanie. Na razie się tego wszystkiego uczę - skomentował mocno zmęczony Dobek.

Finał zaplanowany jest na niedzielę na godz. 18.25.

Halowe mistrzostwa Europy w Toruniu potrwają do niedzieli. Polacy wywalczyli dotychczas dwa srebrne medale - w biegu na 1500 m Marcin Lewandowski oraz w pchnięciu kulą Michał Haratyk. Obaj bronili tytułów wywalczonych w 2019 roku w Glasgow.