"Każdy w tej kolekcji znajdzie coś dla siebie. Ja preferuję koszulki bez rękawów" - mówi o kolekcji ubrań sygnowanych swoim nazwiskiem Łukasz Kubot. Polski tenisista zaprezentował je dziś w Warszawie. W rozmowie z Kacprem Merkiem z redakcji sportowej RMF FM zdradził, że dopytywali już o nie inni zawodnicy ze światowej czołówki.

Kacper Merk: Tylko największe gwiazdy sportu mają własne kolekcje ubrań, a teraz dołącza też do nich pan.

Łukasz Kubot: Na pewno cieszy mnie, że jest to polska firma i liczę, że będzie to długoterminowa współpraca. Dla mnie ważnym jest, by ubrania w których gram, były dobrej jakości. Mam nadzieję, że współpraca ze mną pomoże wypromować markę w świecie tenisowym, bo już podczas Wimbledonu niektórzy zawodnicy pytali, co to za firma zaczęła mnie ubierać.

Chyba specjalnie z myślą o panu w kolekcji pojawiły się koszulki bez rękawów?

Faktycznie, ja preferuję bezrękawniki, bo zdecydowanie częściej gramy w upalnym klimacie i w takiej koszulce czuję się po prostu bardziej komfortowo. Ale w kolekcji znajdą się też tradycyjne koszulki, a także rzeczy bardziej wieczorowe, jak np. marynarki, więc myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie.

Jakie są pana najbliższe plany? Na którym z amerykańskich turniejów pan wystąpi?

W tej chwili przechodzę rehabilitację i celuję w występ w turnieju w Cincinnati, w połowie sierpnia, a później w kwalifikacjach i turnieju głównym na US Open.

Martwi pana fakt, że po spadku w rankingu trzeba grać w kwalifikacjach do turniejów wielkoszlemowych?

Na pewno martwi mnie to mniej niż moje zdrowie, bo chciałbym jak najszybciej wrócić na kort i nad tym się obecnie zastanawiam. Oczywiście celuję w powrót do czołowej setki światowego rankingu, może już pod koniec roku. Nie będzie to łatwe, ale jeśli będę zdrowy - jak najbardziej możliwe.

No i w razie czego jest debel.

Tutaj na pewno nie będę odpuszczał, bo razem z Robertem Lindstedtem walczymy o udział w kończącym sezon turnieju Masters, dlatego każdy wspólny turniej, a nawet każdy pojedynczy mecz będą bardzo ważne, bo musimy zbierać punkty potrzebne do wyjazdu do Londynu. Walka będzie się toczyć pewnie do końca sezonu, bo turnieje wielkoszlemowe wygrywały w tym roku niespodziewane pary i w związku z tym nikt nie może być jeszcze pewny występu.

Wydawało się, że po triumfie w Australian Open będziecie pewni gry w turnieju Masters?

Organizatorzy faktycznie przyznają dziką kartę dla pary, która w sezonie wygra turniej wielkoszlemowy, a nie załapie się na Masters z rankingu [gra 8 najlepszych par świata - przyp. red.], ale w tym sezonie mamy wyjątkową sytuację. Tak jak mówiłem, trzy rozegrane już turnieje wielkoszlemowe miały niespodziewanych triumfatorów i żaden z nich nie łapie się na razie w czołowej ósemce, a dzika karta jest tylko jedna. Dlatego już wiadomo, że dostanie ją para, która na koniec sezonu będzie najwyżej w światowym rankingu.

(MRod)