Nasi himalaiści dokonali pierwszego zimowego wejścia na szczyt góry, nazywanej kiedyś K3 (8047 m n.p.m.). Adam Bielecki, Artur Małek, Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski zapisali tym samym kolejną piękną i niezwykłą kartę w historii wypraw „lodowych wojowników”. Niestety, dla dwóch z nich była to karta, najprawdopodobniej, ostatnia...

To miał być kolejny tekst o sporcie z przymrużeniem oka, ale... nie wyszło. Cieniem na wszystkich wydarzeniach położył się rozległy masyw Broad Peak, dwunastej góry świata. Podczas jej zdobywania Polacy kilkakrotnie pokonywali różne rekordy, a ich wyczyny zadziwiały świat. Ale, także przed marcem br., na jej ścianach zdarzały się też ciemne epizody z udziałem naszych wspinaczy.

Marzec, 1988 roku. 34-letni Maciej Berbeka wspina się na Broad Peak. W Karakorum trwa zima. Jest przekonany, że stanął na szczycie, podczas gdy w istocie znajduje się na przedwierzchołku Rocky Summit (8028 m n.p.m.). Baza (wyprawą kierował Andrzej Zawada) ma wątpliwości co do osiągnięcia właściwego wierzchołka, ale nie przekazuje ich Berbece. Każe mu zawracać.

Berbeka, choć zostaje pierwszym człowiekiem, który przekroczył zimą wysokość 8000 metrów w Karakorum, jest rozżalony. Broad Peak przez ćwierć wieku "przywołuje" himalaistę. Gdy Krzysztof Wielicki zostaje organizatorem zimowej wyprawy, proponuje Berbece, by wszedł w jej skład: Uważałem bowiem - mówi przed wyjazdem w góry Karakorum Wielicki - że Maciej miał największe prawo do tego, aby być członkiem wyprawy na Broad Peak, aby mógł dokończyć wspinaczkę sprzed ćwierćwiecza. Berbeka (razem z Kowalskim), zostaje uznany za zaginionego 6 marca 2013 roku: równo 25 lat po zdobyciu Rocky Summit.

Wspomniany kierownik obecnej zimowej wyprawy w Karakorum, Krzysztof Wielicki, przechodzi do historii wypraw na Broad Peak jeszcze wcześniej, w 1984 roku. 14 lipca o 00:20 wyrusza z bazy z zamiarem samotnego zdobycia szczytu i zejścia z niego w jeden dzień. Plan wydaje się szalony, ale Wielickiemu udaje się go zrealizować w 22 godziny i 10 minut. Jako pierwszy człowiek na świecie zdobywa ośmiotysięcznik i powraca z niego w ciągu jednej doby.

W tym samym roku inny niezwykły wyczyn na Broad Peak zostaje zapisany na konto Jerzego Kukuczki i Wojciecha Kurtyki. Dwaj znakomici himalaiści dokonują trawersu wszystkich wierzchołków masywu, przeważnie nowymi drogami. Przy zejściu, na "łatwym" odcinku, omal nie dochodzi do tragedii. Jerzy Kukuczka w książce Mój pionowy świat wspomina: Wracamy ze szczytu zadowoleni i odprężeni. Mimo tylu przeciwności losu udało nam się przecież zrobić trawers. Teraz już tylko pędem do bazy, gdzie czeka nas nareszcie morze picia i pełne talerze jadła. Jednak tuż przed obozem II Wojciech Kurtyka znika Kukuczce z oczu. Gdy po kilku kwadransach w końcu się ukazuje, jest roztrzęsiony: Mało brakowało, mogło mnie już nie być - wyznaje zaniepokojonemu towarzyszowi. Okazało się, że (prawdopodobnie przetarta) lina, której Kurtyka się chwycił, pękła. Wspinacz osunął się po lodowym zboczu. Absolutnie ostatnim wysiłkiem woli udało mu się zaczepić rakami o ścianę - tuż przed pionowym uskokiem.

Kilka lat wcześniej, w 1975, podobny wypadek kończy się tragicznie. Himalaiści z Klubu Wysokogórskiego z Wrocławia zostają pierwszymi zdobywcami ośmiotysięcznego wierzchołka Broad Peak Middle (8011 m n.p.m.). Za ten wyczyn trzem z nich przyjdzie jednak zapłacić najwyższą cenę. W drodze powrotnej do bazy wspinaczy dopada załamanie pogody. W dodatku orientują się, że w jednym z plecaków zdeponowanych po drodze zostawili linę. Druga - jedyna w tej sytuacji - spada wraz z jednym z Polaków (Bogdanem Nowaczykiem) w trzykilometrowe urwisko. Wypadki toczą się bardzo szybko. W zamieci śnieżnej, przy prowizorycznej asekuracji, ginie kolejnych dwóch himalaistów: Marek Kęsicki i Andrzej Sikorski. Do obozu III, w koszmarnym stanie, dociera tylko Kazimierz Głazek i Janusz Kuliś.

Co się stało pod Broad Peak w ostatnich dniach? Możliwe, że nigdy się tego nie dowiemy. Czy jak w przypadku Joe Simpsona jest jeszcze cień nadziei? (Historię wspinacza, który łamie nogę podczas zejścia ze szczytu Siula Grande w Andach, spada w szczelinę lodowca, a następnie doczołguje się do obozu znamy np. z filmu Czekając na Joe). Wydaje się, że nie. Trudno jednak odebrać nadzieję tym, którzy czekają, jak matka Wandy Rutkiewicz. Ona przez całe lata wierzyła, że córka nie zginęła, a przeszła na inną stronę Kanczendzongi i ukryła się w którejś z tybetańskich wiosek.

Niektórzy określają wyczyny himalaistów jako akty niezwykłej odwagi. Inni - skrajnej głupoty. Cokolwiek byśmy o nich sądzili, wyprawy w góry wysokie będą kontynuowane. Nawet jeśli nie rozumiemy tej siły, która pcha niektórych w miejsca nieosiągalne dla zwykłych śmiertelników, powinniśmy ją uszanować. Po zaginięciu Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego głos zabrał wybitny włoski wspinacz Simone Moro (notabene, sam dwukrotnie próbował zaatakować Broad Peak zimą i jest jedynym himalaistą spoza Polski, który ma na koncie trzy pierwsze zimowe wejścia na ośmiotysięczniki ). Powiedział m.in.: Człowiek chce znaleźć się tam, dokąd wybiegają jego myśli. Na księżycu, na Marsie, na Wenus, w wodach oceanów, jaskiniach, przepaściach, na pustyniach i w górach. I o to właśnie chodzi w zimowej wspinaczce. O wolę dotarcia tam, gdzie jeszcze żaden inny człowiek nie dotarł. Dlatego właśnie pewnego dnia ktoś podejmie próbę zdobycia Nanga Parbat i K2, i uda mu się to - zimą. (...)  Nikt nie wierzy w to, że może zmienić świat, wspinając się zimą. Tak samo jak ci, którzy zmienili świat, początkowo nie wierzyli, że to możliwe. A jednak tego dokonali."*

*źródło: planetmountain.com