"Lokaut zawsze zaburza system treningów i rozgrywek, ale jestem przekonany, że tym razem to będzie bardzo ciekawy sezon, chociaż skrócony. Uważam, że nie zabraknie sportowych przeżyć, emocji i dobrego tempa" - tak były hokeista Mariusz Czerkawski komentuje wznowienie rozgrywek NHL po czteromiesięcznym lokaucie. W sobotę na lód wyjadą m.in. broniący tytułu zawodnicy Los Angeles Kings, którzy podejmą Chicago Blackhawks.

Po rozpoczynającym się z opóźnieniem sezonie Czerkawski nie spodziewa się wielkich niespodzianek. Zwraca jedynie szczególną uwagę na odmłodzony team Detroit Red Wings oraz na Philadelphię Flyers.

Podkreśla też, że po lokaucie zawodnicy będą chcieli wynagrodzić kibicom długie oczekiwanie. Na pewno dadzą z siebie wszystko, również po to, aby przeprosić fanów za tę czteromiesięczną przerwę. Na szczęście ponad 200 hokeistów w tym czasie grało, więc poziom sportowy zostanie zachowany, ewentualnie spodziewać się można większej niż zwykle liczby kontuzji - przewiduje były hokeista, który w najlepszej lidze świata rozegrał prawie 800 meczów, zdobywając 223 bramki.

Czerkawski dwukrotnie przeżył lokaut w swojej karierze. Jak ocenia, to zawsze dziwny okres, czas wyczekiwania na to, co się wydarzy. W 2004 roku ogłoszono przerwę w rozgrywkach i w ogóle nie trenowaliśmy, a ostatecznie sezon 2004/05 całkowicie odwołano. Pamiętam, jak jeszcze dziesięć lat wcześniej, w październiku 1994 roku skończyła się umowa między właścicielami klubów a zawodowym związkiem hokeistów NHLPA. Żałowałem, bo byłem naładowany, pozytywnie nastawiony, natomiast sezon się nie rozpoczynał, przekładano jego początek na kolejne tygodnie - wspomina Czerkawski.

Groźba odwołania całego sezonu była bardzo realna

Obecny sezon miał rozpocząć się 11 października ubiegłego roku, ale start rozgrywek przekreślił ogłoszony 16 września lokaut. Zawodnicy i właściciele klubów ligi NHL nie potrafili porozumieć się w sprawie nowego Zbiorowego Układu Pracy. Głównym punktem spornym był sposób rozdziału kwoty 3,3 miliarda dolarów wpływów za ubiegły sezon.

Negocjacje w sprawie nowej umowy szły jak po grudzie i coraz bardziej realna stawała się groźba odwołania całego sezonu. Ostatecznie jednak udało się osiągnąć porozumienie. Nowa umowa będzie obowiązywała dziesięć lat, ale każda ze stron będzie mogła odstąpić od niej po ośmiu.

W rozpoczynającym się w sobotę sezonie zasadniczym każda z drużyn rozegra po 48 spotkań - 18 przeciwko swoim dywizyjnym rywalom, a pozostałych 30 z pozostałymi konferencyjnymi rywalami. Z powodu dużego opóźnienia w starcie ligi zrezygnowano z meczów pomiędzy drużynami z dwóch różnych konferencji.

Zdobywcę Pucharu Stanleya poznamy najpóźniej 28 czerwca.