W sparingowym meczu piłkarskim Śląsk Wrocław przegrał na własnym stadionie z Borussią Dortmund 0:3. W końcówce spotkania na boisku, po stronie Borussi pojawił się wracający do gry po kontuzji reprezentant Polski Jakub Błaszczykowski.

Piłkarze Borussi we Wrocławiu pojawili się dopiero koło godziny 15 i prosto z lotniska udali się na stadion. Już wcześniej było wiadomo, że w składzie wicemistrza Niemiec zabraknie mistrzów świata: Marco Reusa, Matsa Hummelsa i Romana Weidenfellera. Pod dużym znakiem zapytania stał również występ Błaszczykowskiego, który przez ostatnie miesiące leczył zerwane więzadła w kolanie. Kiedy Błaszczykowski w 89 minucie meczu jednak wbiegł na murawę, ożywił się cały stadion, a 34 tysiące kibiców przywitało go gromkimi brawami.

Po spotkaniu, trener Klopp przyznał: Wejście Kuby to był gest dla polskich kibiców. Poza tym cieszę się, że nasze trzy bramki były autorstwa napastników. To pokazuje, że istnieje życie bez Lewandowskiego. Ale to już wiedzieliśmy wcześniej.

Pojawienie się Błaszczykowskiego było wydarzeniem nie tylko dla polskich kibiców, ale także dla fanów Borussii. Oficjalna internetowa strona niemieckiego klubu, sparing ze Śląskiem zatytułowała: "Kombinacje w ofensywie - powrót Kuby".

Samo spotkanie nie przyniosło wielkich emocji. Wicemistrz Niemiec nawet bez kilku czołowych piłkarzy był zespołem zdecydowanie lepszym i cały czas dominował. Po niespełna 20 minutach było 2:0, a jednego z goli strzelił Ciro Immobile, który ma zastąpić w zespole z Dortmundu Lewandowskiego. W tym czasie swoją szansę miał też Śląsk, ale Flavio Paixao w idealnej sytuacji fatalnie przestrzelił.

Dla nas to była lekcja nowoczesnego futbolu. Przede wszystkim przewyższali nas szybkością przechodzenia z obrony do ataku i organizacją gry. Przecież oni prawie w ogóle nie grali górą, tylko od nogi do nogi ,piłką po ziemi - podsumował trener Śląska Tadeusz Pawłowski.

(acz)