Policja i prokuratura wyjaśniają okoliczności tragedii, do jakiej doszło w Kiełpinie (gm. Łomianki). Odkryto tam ciała dwóch osób. Jak informowaliśmy w RMF FM, to małżeństwo w wieku 42 i 50 lat.

Z naszych nieoficjalnych informacji wynikało, że sprawę zgłosił w poniedziałek ojciec zmarłego mężczyzny, który miał znaleźć ciała. Zatrzymany w tej sprawie został wnuk zgłaszającego, czyli zarazem syn zmarłego małżeństwa. Chłopak nie skończył jeszcze 15 lat. Policja nie przesądza jednak na razie o jego winie.  

Wiemy też, że zwłoki małżeństwa były w stanie znacznego rozkładu. Ostatni kontakt z parą zgłaszający mężczyzna miał około dwóch tygodni temu.

Nastoletni syn małżeństwa miał zniknąć przed kilkoma dniami. Został zatrzymany i przebywa w izbie dziecka.

Prokuratura zajmuje się sprawą

Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Aleksandra Skrzyniarz informowała we wtorek, że zostało wszczęte śledztwo w tej sprawie. Nikomu nie przedstawiono zarzutów.

Dotychczas wykonane zostały czynności procesowe z udziałem biegłego lekarza sądowego na miejscu zdarzenia - dodała rzeczniczka we wtorek. Podkreśliła, że dobro śledztwa i konieczność zabezpieczenia właściwego toku postępowania uniemożliwiają przekazanie informacji w szerszym zakresie.

Co wiadomo o tragedii w Kiełpnie?

Według Onetu, w momencie zatrzymania, syn zmarłej pary przebywał w kinie. Twierdził, że nie zamordował swoich rodziców. "Sprawa jest bardzo zagmatwana" - powiedziała portalowi osoba znająca kulisy śledztwa. Z ustaleń śledczych wynika, że małżeństwo mogło nie żyć od dwóch tygodni.

To małżeństwo i dziadkowie mieszkali praktycznie na jednym podwórku. Aż dziw bierze, że dziadków nie zaniepokoił fakt, że przez tak długi czas nie widzieli syna i synowej - powiedział Onetowi jeden z policjantów.

14-latek twierdzi, że rodzice umarli nagle, a on się wystraszył, nie wiedział, co ma zrobić i dlatego nikogo o tym nie poinformował - relacjonowała osoba znająca kulisy śledztwa.

Nieżyjący mężczyzna był z zawodu ginekologiem, ale ponad rok temu rzucił pracę. Nieoficjalnie mówi się, że małżeństwo mogło nadużywać "rozmaitych substancji i używek". 

Mężczyzna był zatrudniony w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie oraz w jednej w prywatnych klinik w dzielnicy Bemowo - zaznacza natomiast Wirtualna Polska.

Z nieoficjalnych ustaleń portalu wynika, że nastoletni syn małżeństwa był uczniem pierwszej klasy liceum w Łomiankach.