Strażnicy miejscy z Gdańska otrzymali we wtorek zgłoszenie o nielegalnej hodowli. Okazało się, że na Oruni na terenie jednej z nieruchomości było 58 psów. Okolicznych mieszkańców zaniepokoiło codzienne głośne szczekanie.

Jak przekazują strażnicy, szczeniaki były sprzedawane poza posesją z bagażnika samochodów, a ogłoszenia o zwierzętach były publikowane na jednej z platform sprzedażowych.

Na miejsce pojechali nasi funkcjonariusze z Ekopatrolu. To, co tam zastali, wywołało u nich szok. Cavaliery, jamniki, shih-tzu oraz mopsy były zaniedbane i brodziły we własnych odchodach. Trudno było tam też znaleźć miskę z wodą i jedzeniem ­- informuje Andrzej Hinz ze straży miejskiej w Gdańsku.

Klatki ze zwierzętami miały stać w prawie całym domu i w budynku gospodarczym. W boxach, gdzie przebywały zwierzęta, były ślady pleśni. Część psów była pochowana w szufladach, pod meblami, a nawet w piekarniku. Dorosłe psy były bardzo zaniedbane, miały skołtunioną sierść i brodziły we własnych odchodach. Niektóre psy miały zaropiałe oczy i kaszel kenylowy. Nie miały też dostępu do wody. Młode szczeniaki jeszcze z zamkniętymi oczami były oddzielone od matek i nie były karmione - opisuje Hinz.

Jak informują strażnicy, właściciele nie widzieli nic złego w swoim zachowaniu. Psy zostały odebrane. Na miejsce musiały przyjechać dodatkowe radiowozy straży miejskiej. W akcji brali udział też pracownicy schroniska "Promyk" oraz patrol policjantów. Zwierzęta są już pod opieką weterynarzy.