To już druga doba akcji ratowniczej w kopalni Pniówek w Pawłowicach. Od wczoraj trwają tam poszukiwania 7 osób, które zaginęły po dwóch wybuchach metanu. To 5 ratowników oraz 2 górników. Skutkiem podziemnych eksplozji jest też śmierć 5 osób. 20 kolejnych górników leży w szpitalach.

W środę kwadrans po północy w kopalni Pniówek w Pawłowicach doszło do wybuchu i zapalenia metanu. Zgodnie z informacjami JSW, w rejonie prowadzącej wydobycie ściany N-6 na poziomie 1000 metrów było 42 pracowników. W czasie, gdy w rejonie akcji przebywały dwa zastępy ratowników, poszukujące trzech pracowników, doszło do kolejnego, wtórnego wybuchu.

W wyniku eksplozji w kopalni zginęło 5 górników. 20 rannych osób przebywa w szpitalach.

10 najciężej rannych jest w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. 5 z nich leży obecnie na oddziale intensywnej terapii. Pozostali są na innych oddziałach szpitalnych.

Osoby, które trafiły do siemianowickiego szpitala, mają bardzo rozległe i głębokie oparzenia ciała - nawet 4 stopnia. Niektórzy mają też oparzenia dróg oddechowych.

W przypadku choroby oparzeniowej trudno jednoznacznie mówić o kluczowych godzinach czy dniach, które mogą przynieść poprawę stanu zdrowia. Leczenie jest bardzo długie, trwa tygodniami, czasami miesiącami - mówi dr Przemysław Strzelec, zastępca dyrektora szpitala ds. medycznych.

Ranni górnicy przeszli zabiegi, m.in. oczyszczenia ran, aplikacji specjalistycznych opatrunków. Jednemu z pacjentów założono hodowlę komórek skóry.

Hodowla trwa minimum dwa tygodnie, często jest to około trzech tygodni. Ten czas od pobrania małego fragmentu skóry, może trochę większego od znaczka pocztowego, do momentu kiedy te komórki namnożymy to jest niestety dość długo - mówi dr Strzelec.

Nie wszyscy górnicy mogą być leczeni w komorze hiperbarycznej. Mimo że terapia tlenem w atmosferze podwyższonego ciśnienia z reguły przyspiesza gojenie ran i zmniejsza ryzyko wielu powikłań, nie wszyscy mogą z niej korzystać.

Tych górników, którzy są na intensywnej terapii i mają ciężkie obrażenia płuc, zaburzenia związane z tymi urazami, nie jesteśmy w stanie leczyć w komorze hiperbarycznej, żeby nie dopuścić do możliwości dalszego uszkodzenia ich płuc - mówi dr Przemysław Strzelec, wicedyrektor szpitala ds. medycznych.

Żałoba w gminie Pawłowice

Wójt gminy Pawłowice ogłosił żałobę w związku z katastrofą w kopalni Pniówek, w której zginęło pięciu górników. Do niedzieli flagi gminne będą przepasane kirem i opuszczone do połowy masztu. Imprezy, których organizatorem jest gmina, nie odbędą się - poinformował urząd gminy.

Przy wejściu do kopalni młodzi ludzie umieścili transparent z namalowanym na czarnym tle napisem: "Święta Barbaro, miej ich w opiece". Przed transparentem zaczęły pojawiać się znicze.

Przed transparentem zatrzymują się pracownicy kopalni. Niektórzy w chwilę potem wchodzą na teren zakładu, inni wracają do domów.

Trudne warunki pod ziemią, zawieszone poszukiwania zaginionych

Wczoraj po południu na krótko wznowiono akcję poszukiwawczą w kopalni, ale ratownicy znów zostali wycofani ze względu na trudne warunki - przekazała Jastrzębska Spółka Węglowa.

W podziemnych chodnikach nie ma zniszczeń, nie trzeba zatem przedzierać się przez zwały kamieni czy uszkodzone konstrukcje.

W tym przypadku zagrożeniem jest stan podziemnej atmosfery. To bardzo wysoka temperatura, bo po wybuchu metan się zapalił. Do tego dochodzą wysokie stężenia niebezpiecznych, trujących gazów. Wreszcie metan, którego stężenie cały czas stwarzało zagrożenie wybuchem.

Dopiero jak te warunki się poprawią, ratownicy będą mogli wejść do tego rejonu.

Poszukiwani są najprawdopodobniej w rejonie ściany wydobywczej. To około 300 metrów od miejsca, gdzie musieli zatrzymać się ratownicy. Żeby dotrzeć w to miejsce, teraz niosący pomoc muszą pokonywać chodnik, w którym są wysokie stężenia trujących gazów. 

Po pierwszym wybuchu tam zostali ludzie, którym oba zastępy niosły pomoc. To, że tam znalazł się ten zastęp, to tylko dlatego, że dostaliśmy informację od pracownika w ścianie, że on potrzebuje pomocy. Zastęp szedł z zamiarem ratowania życia - powiedział naszemu dziennikarzowi Edward Paździorko, wiceprezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej.

Kolejny sygnał, także z tego miejsca, przed drugim z wybuchów był już od jednego z ratowników, którzy tam dotarli. To było dokładnie o 2:54 w nocy.

Co się teraz dzieje w zagrożonym rejonie?

Zastępy ratownicze wybudowały dotychczas ponad 200 m tzw. lutniociągu, muszą wybudować jeszcze 500 m.

Lutniociąg to rurociąg doprowadzający czyste powietrze. Jego budowa jest konieczna, aby poprawić stan atmosfery, a w konsekwencji umożliwić ratownikom penetrację rejonu, gdzie znajdują się poszkodowani.

Sławomir Starzyński, rzecznik Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy kopalnia Pniówek, podkreślił, że akcja ratownicza trwa, nie została ani na chwilę przerwana, natomiast prowadzona jest w bardzo trudnych warunkach - w rejonie prowadzonych działań dalszym ciągu przekroczone są dopuszczalne stężenia gazów.

Nie wiadomo, kiedy zakończy się budowa lutniociągu, będzie to zależało od warunków panujących pod ziemią. Jeden zastęp może teoretycznie pracować do dwóch godzin - na tyle wystarcza zapas tlenu w butlach aparatów.

Bardzo jednak możliwe, że panują takie warunki, że jest to 40 minut-pół godziny. Wszystko zależy od temperatury i od wilgotności - zaznaczył Starzyński.

Zagrożenie metanowe w polskich kopalniach

Zagrożenie metanowe jest jednym z najgorszych zagrożeń, które występują na kopalniach.

Jest to zagrożenie, które nie do końca da się przewidzieć - podkreślał w rozmowie z internetowym radiem RMF24 dr inż. Dariusz Musioł z Politechniki Śląskiej.

W rozmowie z Krzysztofem Urbaniakiem mówił, że zagrożenie metanowe występuje w większości kopalń, które obecnie eksploatują pokłady węgla kamiennego.

"Na palcach jednej ręki można policzyć kopalnie, które metanowe nie są. Wraz z głębokością zalegania pokładów, które obecnie są eksploatowane w kopalniach, zagrożenie metanowe wzrasta" - zauważył ekspert.

"Wzrost zagrożenia metanowego bardzo często to są dosłownie sekundy, kiedy trzeba wyprowadzić załogę. Niestety zdarzają się sytuacje, że po prostu tej załogi nie zdążymy wyprowadzić na czas" - przyznał gość radia RMF24.