W korku spowodowanym wypadkiem na autostradzie utknął kierowca busa, który transportował do szpitala dziecko podłączone do respiratora. Okazało się, że w urządzeniu kończą się baterie. Ponieważ ważny był czas, policja utworzyła korytarz życia i eskortowała busa jadąc pod prąd do najbliższego zjazdu z autostrady.

Jak poinformowała podkarpacka policja, do niecodziennego zdarzenia doszło w minioną niedzielę po godz. 17 na autostradzie A4, na wysokości miejscowości Kozodrza (pow. ropczycko-sędziszowski, Podkarpackie). Według ustaleń, 41-letni kierowca skody z niewiadomych przyczyn zatrzymał się na lewym pasie ruchu, za nim zatrzymała się 28-latka kierująca mercedesem, a na stojące auta najechało renault, kierowane przez 68-letniego mężczyznę.

Wszyscy kierujący byli trzeźwi. W wyniku zderzenia pojazdów, do szpitali zostali przewiezieni kierowca renault oraz kierująca mercedesem. Autostrada A4 w kierunku Rzeszowa przez kilka godzin była całkowicie zablokowana - przekazała policja.

W tym czasie, kiedy trwały czynności związane z wypadkiem, na numer alarmowy zadzwonił kierowca busa marki Mercedes, który utknął w powstałym na autostradzie korku. Okazało się, że mężczyzna przewozi w samochodzie dziecko podpięte do respiratora, w którym kończy się bateria.

Urządzenie miało działać jeszcze tylko przez ponad godzinę. Kierowca jechał do szpitala w Sanoku. Dyżurny zareagował błyskawicznie - do zgłaszającego skierowany został patrol, który z użyciem sygnałów świetlnych i dźwiękowych, umożliwił kierowcy mercedesa zawrócenie na autostradzie. Korzystając z utworzonego korytarza życia funkcjonariusze eskortowali go jadąc pod prąd, do najbliższego zjazdu z autostrady - przekazała policja.

Po bezpiecznym opuszczeniu autostrady kierowca mercedesa podziękował policjantom i dalej pojechał sam.