Rodzice maltretowanego chłopca są poczytalni i nie wykazują chorób psychicznych - wynika z opinii psychologicznej, jaką otrzymała prokuratura w Rzeszowie. Chodzi o głośną sprawę z końca czerwca 2023 roku, kiedy do Szpitala Miejskiego w Rzeszowie trafił niespełna trzymiesięczny chłopczyk. Lekarze, widząc jego obrażenia, zawiadomili policję.

Śledztwo w tej sprawie wszczęła Prokuratura Rejonowa dla miasta Rzeszowa, a nadzorem objęła je Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie. Powołani w sprawie biegli stwierdzili u maluszka obrażenia charakterystyczne dla zespołu dziecka maltretowanego.

Rodzice niemowlęcia: Kacper O. i Agnieszka S. usłyszeli wówczas zarzuty. On jest podejrzany o znęcanie się nad osobą nieporadną ze względu na wiek i narażenie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, skutkujące obrażeniami o charakterze średnim. Grozi mu od sześć miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności. Matka ma postawiony zarzut pomocnictwa. Według prokuratury kobieta miała nie reagować na krzywdę dziecka.

Jak poinformował w piątek PAP prok. Krzysztof Ciechanowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie, z opinii biegłych dotyczącej profili psychologicznych rodziców chłopczyka, którą otrzymała prokuratura, wynika, że rodzice w chwili popełnienia zarzucanego czynu byli poczytalni (nie mieli zniesionej ani ograniczonej poczytalności). Oznacza to, że mogą odpowiadać przed sądem.

Ponadto 40-letnia obecnie matka Agnieszka S. nie przejawia choroby psychicznej, nie wykazuje aktywności psychotycznych. Ma natomiast zaburzenia osobowości. Z kolei w przypadku ojca dziecka 26-letniego Kacpra O. to jego dojrzałość społeczna kształtuje się na poziomie nastolatka - przekazał PAP wnioski biegłych prok. Ciechanowski.

Dodał, że biegli stwierdzili, że Kacper O. nie był przygotowany do roli ojca. Badanie psychologiczne wykazało też, że między rodzicami dziecka nie ma silnej więzi emocjonalnej. Prokurator przypomniał, że podejrzani poznali się przez portal społecznościowy i zaczęli się spotykać.

Później on wyjechał za granicę do pracy, a ona dowiedziała się, że jest w ciąży. Gdy mężczyzna wrócił, nie był zadowolony, że został ojcem - powiedział prok. Ciechanowski.

W toku śledztwa prokuratura m.in. zwróciła się do Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu o wydanie opinii sądowo-lekarskiej dotyczącej charakteru i mechanizmu powstania obrażeń u wtedy niespełna trzymiesięcznego chłopczyka oraz tego, czy i jaki wpływ miało na zdrowie i życie malucha pozostawienie obrażeń na jego ciele bez pomocy lekarskiej.

Taka opinia dotarła do prokuratury w listopadzie ub. r. Z wniosków w niej zawartych wynika m.in. że stwierdzone obrażenia są charakterystyczne dla zespołu dziecka maltretowanego (krzywdzonego).

Ze względu na drastytczność obrażeń oraz z uwagi na dobro postępowania prokuratura nie udziela w tej sprawie szczegółowych informacji. Według nieoficjalnych ustaleń PAP miały to być krwiaki na ciele oraz kilkutygodniowe złamanie kości piszczelowej, które już zaczynało się zrastać.

Kacper O. w czasie śledztwa nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i złożył szczątkowe wyjaśnienia. Agnieszka S. przyznała się, ale w treści składanych wyjaśnień umniejsza swoją rolę. Prokurator zaznaczył, że jej wyjaśnienia są sprzeczne z dotychczas zgromadzonym materiałem dowodowym. Oboje pod koniec czerwca trafili do aresztu i przebywają tam cały czas. Chłopczyk trafił do rodziny zastępczej.