Lech Poznań, po szybkim odpadnięciu z walki o Ligę Mistrzów, fatalnie rozpoczął sezon Ekstraklasy. Mistrz Polski w sobotę przegrał u siebie 0-2 ze Stalą Mielec.

Goście z Mielca już do przerwy prowadzili 1-0 po tym, jak Piotr Wlazło uderzył nie do obrony z kilku metrów.

W drugiej połowie Maciej Domański płaskim strzałem z linii pola karnego ustalił wynik meczu.

Pierwszym ostrzeżeniem dla Kolejorza była sytuacja z 8. minuty, kiedy to Arkadiusz Kasperkiewicz głową był bliski pokonania Artura Rudki, ale piłka minimalnie minęła słupek. Po chwili jeden z najaktywniejszych piłkarzy gospodarzy w pierwszej odsłonie Michał Skóraś uderzył mocno, lecz w środek bramki i Bartosz Mrozek po raz pierwszy pokazał swoje nieprzecięte umiejętności.

Goście w 14. minucie objęli prowadzenie po... wyrzucie z autu przez Krystiana Getingera. Piłka przecięła pole karne i znalazła się pod nogami Piotra Wlazły, który takiej okazji nie zwykł marnować. Poznańskim kibicom mógł się przypomnieć koszmarny mecz ze Stalą pod koniec sezonu 2020/21, kiedy to przegrali u siebie 1-2, tracąc oba gole w końcówce właśnie po rzutach z autu, wykonywanych wówczas przez Petteri Forsela.

Lechici grali ospale, niedokładnie i zupełnie nie przypominali drużyny, która dwa miesiące temu zdobyła mistrzostwo kraju. A przecież w wyjściowym składzie pojawili się tylko dwaj nowi zawodnicy - bramkarz Rudko oraz debiutujący w ekstraklasie Maksymilian Pingot. Tymczasem podopieczni Adama Majewskiego na stadionie przy Bułgarskiej czuli się coraz pewniej i nie rezygnowali z podwyższenia wyniku. W 28. minucie Maciej Domański długo bezkarnie prowadził piłkę aż do linii pola karnego, ale trafił w słupek.

Ostatni kwadrans to już spora przewaga "Kolejorza", ale defensywa mielczan nie miała większych kłopotów z przerywaniem nieco chaotycznych ataków rywali. Tylko raz, w ostatniej minucie obrońcy Stali zagapili się i Joao Amaral znalazł się w sytuacji sam na sam z Mrozkiem. Golkiper gości, który przed sezonem został wypożyczony z Lecha, wyczuł intencje Portugalczyka.

Po zmianie stron niewiele się zmieniło, bo choć gospodarze prowadzili grę, to wciąż nie mieli pomysłu na rozmontowanie obrony przeciwnika. A gdy już Lechowi udało się stworzyć okazję, to Mrozek stawał na wysokości zadania, tak, jak to miało miejsce przy strzale Amarala na początku drugiej odsłony. Bliższa zdobycia bramki była Stal, ale ukraiński bramkarz nie bez trudu obronił mocne uderzenie Wlazły.

Trener poznaniaków John van den Brom, chcąc ożywić poczynania swojego zespół, wprowadził na boisko Barry Douglasa i Afonso Sousę, lecz kilkadziesiąt sekund po zmianach gola zdobyli goście. Rezerwowy Przemysław Maj odegrał piłkę przed pole karne, Mikołaj Lebedyński sprytnie ja przepuścił, a Domański tym razem był już bardziej precyzyjny i nie dał szans Rudce.

Mistrzowie Polski dalej atakowali schematycznie, a liczne wrzutki w pole karne nie trafiały do adresatów. Kontaktowego gola mógł zdobyć Kristoffer Velde, ale zagapił się stojąc kilka metrów od bramki, bowiem nie sądził, że obrońca Stali przepuści piłkę. Ta sytuacja była zresztą kwintesencją bezradności gospodarzy w tym spotkaniu.

Lech Poznań - PGE FKS Stal Mielec 0-2 (0-1)

Bramki: 0-1 Piotr Wlazło (14), 0-2 Maciej Domański (64).

Żółte kartki - Lech Poznań: Maksymilian Pingot. PGE FKS Stal Mielec: Piotr Wlazło.

Sędzia: Damian Kos (Wejherowo). Widzów 12 421.

Lech Poznań: Artur Rudko - Joel Pereira, Lubomir Satka, Maksymilian Pingot, Pedro Rebocho (63. Barry Douglas) - Kristoffer Velde (74. Heorhij Citaiszwili), Radosław Murawski (39. Jesper Karlstroem), Joao Amaral, Nika Kwekweskiri (63. Afonso Sousa), Michał Skóraś - Mikael Ishak.

PGE FKS Stal Mielec: Bartosz Mrozek - Arkadiusz Kasperkiewicz, Dominykas Barauskas, Krystian Getinger - Maciej Wolski, Maciej Domański, Mateusz Matras, Paweł Żyra (74. Fabian Hiszpański), Piotr Wlazło, Bartłomiej Ciepiela (48. Przemysław Maj) - Mikołaj Lebedyński (65. Said Hamulic).