Przed Sądem Okręgowym w Poznaniu rozpoczął się proces przeciwko 52-letniej Swietłanie P. Obywatelce Ukrainy oskarżonej o znęcanie się nad dziećmi. Kobieta prowadziła w Ukrainie rodzinę zastępczą i kontynuowała "opiekę" nad dziećmi także po przyjeździe do Polski.

Mimo wniosku prokuratury o wyłączenie jawności rozprawy w całości, sąd zdecydował, że proces tylko w części prowadzony będzie za zamkniętymi drzwiami. Sędzia Sławomir Szymański zdecydował o wyłączeniu jawności rozprawy w części dotyczącej zeznań składanych przez małoletnich pokrzywdzonych, a także zastrzegł, że możliwe jest wyłącznie jawności w części, także na późniejszym etapie postępowania sądowego.

W akcie oskarżenia prokurator zarzucił kobiecie popełnienie przestępstw polegających m.in. na znęcaniu się ze szczególnym okrucieństwem nad dziesięciorgiem ukraińskich dzieci. Prokuratura kierując do sądu akt oskarżenia wskazywała, że "zebrane dowody potwierdziły, że pozostający pod jej opieką małoletni pokrzywdzeni byli przez nią bici, zastraszani i poniżani".

Śledztwo wykazało, że oskarżona ograniczała dzieciom dostęp do toalety, a także jedzenia oraz picia, doprowadzając w niektórych przypadkach do ich skrajnego niedożywienia - dodała. Prokuratura informowała także, że kobieta "stosując przemoc wykorzystała seksualnie część z nich oraz przekazywała je w tym celu innym osobom". Ten przestępczy proceder trwał od marca 2020 roku do kwietnia 2022 roku, a oskarżona uczyniła sobie z niego stałe źródło dochodu - napisała. Od czasu zatrzymania Swietłana P. przebywa w areszcie. Przestępstwa, o które jest oskarżona zagrożone są maksymalną karą 15 lat więzienia.

Oskarżona: Uciekaliśmy od wojny, wykorzystano naszą sytuację

Oskarżona nie przyznała się w piątek w sądzie do winy. W trakcie rozprawy powiedziała, że przyjechała do Polski, aby uciec przed wojną. Kiedy jechaliśmy z Ukrainy z dziesięciorgiem dzieci, nie jechaliśmy żeby odpocząć, uciekaliśmy od wojny. Ta Rosjanka, która nas zaprosiła obiecywała nam pomoc i wsparcie, którego potrzebowaliśmy - ale ona tego nie zrobiła, tylko wykorzystała naszą ciężką sytuację dla własnych korzyści - podkreśliła oskarżona.

Kiedy 6 kwietnia otrzymaliśmy PESELE, ta kobieta zabrała mi te PESELE, a 8 kwietnia odebrała mi dzieci. Dzieci odebrała kłamstwem i przemocą. Jedno dziecko ze stresu trafiło do szpitala psychiatrycznego (...) Ta Rosjanka odebrała mi dziecko O., zamknęła ją. Dziecko dzwoniło do znajomej do Poznania, płakało, krzyczało, prosiło o pomoc. Kiedy ostatni raz rozmawiałam z dziećmi przez telefon, jedna z dziewczynek bardzo płakała, mówiła mi: mamo kocham ciebie i tęsknie za tobą - dodała.

Przez 14 lat nie było zastrzeżeń

Oskarżona podkreśliła w sądzie, że rodzinny dom dziecka prowadziła na Ukrainie przez 14 lat, a przez ten czas nie było żadnych skarg ze strony służb, lekarzy, czy nauczycieli w szkole. Dodała, że kurator odwiedzał rodzinę raz w miesiącu, a dzieci znały przedstawicieli służby opieki, kuratora i mogły swobodnie z nimi rozmawiać, także w szkole miały możliwość kontaktu z pedagogiem.

Dwa razy do roku dzieci miały badania okresowe w szpitalu. Zawsze miały jedzenie, ubrania, zabawki. Ja proszę żeby sąd poprosił świadków z Ukrainy, którzy mogliby zaświadczyć w mojej obronie. Nie wiem, co mam jeszcze powiedzieć - zaznaczyła. W trakcie składania wyjaśnień oskarżona płakała.

Kobieta podkreślała, że dzieci, którymi się zajmowała pochodziły z rodzin patologicznych; rodzin alkoholików, narkomanów. Oskarżona, odpowiadając na pytania obrońcy szczegółowo odnosiła się także do zarzutów zawartych w akcie oskarżenia.

Częściowo przyznała się do winy

W poprzednich wyjaśnieniach, odczytanych w piątek przez sąd, kobieta częściowo przyznała się do winy. Jak wskazała, "rozumiem zarzuty, częściowo do zarzutów się przyznaję". Ja się przyznaję do tego, że nie poświęcałam dzieciom uwagi, może ich przez to skrzywdziłam. Nie otoczyłam ich miłością i troską. Po przyjeździe do Polski byłam w stresie i pani M. nam pomagała. Wiedziała, że jestem w takim, a nie innym stanie. Mając dyplom psychologa nie zaproponowała mi ona pomocy - dodała.

Ja stawiałam dzieci do kąta, ale nie na całą noc. Nigdy nie dusiłam dzieci poduszką, i nie biłam pałką. Nie wsadzałam dzieciom niczego do ust, nie wiem dlaczego dzieci tak mówią - dodała i przyznała, że zdarzało jej się uderzyć dzieci "paskiem po tyłku", oraz że jedną z dziewczynek uderzyła otwartą ręka po ustach.

Zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam i szczerze proszę o wybaczenie przed Bogiem i dziećmi, i przed panią. Mi jest przykro, że tak się stało (...) Proszę o wybaczenie i danie mi szansy na poprawę. Obiecuję, że nikogo już nie skrzywdzę, nikogo - dodała.

"Jestem pewna, że dzieci są zmuszane do opowiadania kłamstw"

Podkreśliła również, że to Rosjanka M. "zabrała" jej dzieci. Jestem pewna, że M. zmusza dzieci do opowiadania ohydnych kłamstw. W jaki sposób ja mam udowodnić, że taka sytuacja nie istniała? Dopóki są u niej, będą kłamały. Według mnie M. jest w stanie zmusić do kłamstwa dzieci. Ja widziałam, że M. się denerwuje (...) Nie mogę zrozumieć, że osoba, która ma swoje dzieci może zrobić innym coś takiego (...) To obrzydliwe, ohydne kłamstwa, nie ma w tym słowa prawdy - podkreślała.

Po przesłuchaniu oskarżonej dziennikarze musieli opuścić salę ze względu na zaplanowane przez sąd odtwarzanie nagrań z zeznaniami pokrzywdzonych dzieci

Akt oskarżenia w tej sprawie Prokuratura Okręgowa w Poznaniu skierowała do sądu 23 marca tego roku. Prokurator zarzucił kobiecie popełnienie przestępstw polegających na znęcaniu się ze szczególnym okrucieństwem nad dziesięciorgiem ukraińskich dzieci. 

Zebrane dowody potwierdziły, że pozostający pod jej opieką małoletni pokrzywdzeni byli przez nią bici, zastraszani i poniżani. Śledztwo wykazało, że oskarżona ograniczała dzieciom dostęp do toalety, a także jedzenia oraz picia, doprowadzając w niektórych przypadkach do ich skrajnego niedożywienia - wskazał prok. Wawrzyniak. 

Ponadto stosując przemoc wykorzystała seksualnie część z nich oraz przekazywała je w tym celu innym osobom. Ten przestępczy proceder trwał od marca 2020 roku do kwietnia 2022 roku, a oskarżona uczyniła sobie z niego stałe źródło dochodu - dodał. 

Prokurator zaznaczył, że Swietłana P. przyznała się jedynie do znęcania. 

Od dnia zatrzymania kobieta przebywa w areszcie śledczym. Prokuratura wskazała, że przestępstwa, o które jest oskarżona Swietłana P. zagrożone są maksymalną karą 15 lat więzienia.