​Dwóch 19-latków oskarżonych o zabicie bezdomnego nie przyznają się do winy. Twierdzą, że chcieli tylko go pobić. Myśleli, że wymierzają nauczkę pedofilowi. Na koniec jeden z nich oddał mocz na poszkodowanego. Brat zmarłego powiedział, że zginął dobry człowiek, który nikomu nie wyrządził krzywdy .

W poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Kaliszu ruszył proces dwóch 19-latków oskarżonych o zabicie 60-letniego mężczyzny.

Do tragicznego zdarzenia doszło w nocy z 11 na 12 października ub. roku na terenie jednego z pustostanów w miejscowości Zacharzew k. Ostrowa Wlkp. Policję zawiadomiono, że w budynku znajdują się zwłoki mężczyzny. Przeprowadzona sekcja sądowo-lekarska w celu ustalenia przyczyny zgonu wykazała, że mężczyzna został zamordowany.

W sprawie zatrzymano dwóch wówczas 18-latków z Ostrowa Wlkp., którzy na początku przyznali się do zbrodni zabójstwa. Prokuratura oskarżyła Alana O. i Alana D. o zabójstwo z zamiarem ewentualnym pozbawienia życia poszkodowanego. Zdaniem prokuratury działali wspólnie i w porozumieniu. 

Zadali mężczyźnie nieokreśloną ilość ciosów rękami, nieokreśloną ilość kopnięć, uderzeń drewnianym kołkiem i rozbili na głowie dwie butelki szklane po piwie. W ten sposób spowodowali  rozległe obrażenia ciała, doprowadzając do masywnego obrzęku mózgu, odmy lewego płuca, co skutkowało śmiercią - powiedział Adam Jarych z Prokuratury Rejonowej w Ostrowie Wlkp.

Na sali sądowej prokurator przez 15 minut odczytywał obrażenia, jakich doznał pokrzywdzony. Mężczyznę bili przez 40 minut. Sekcja ciała trwała ponad dwie godziny. Na miejscu zdarzenia było dużo krwi - powiedział.

Obaj oskarżeni nie przyznali się do zarzutu zabójstwa a jedynie do pobicia pokrzywdzonego.

Nastolatkowie wyjaśnili w sądzie, że tego dnia spotkali się i wypili po dwie butelki piwa, następnie chodzili po pustostanach, gdzie robili zdjęcia i nagrywali filmiki. W nocy postanowili udać się do jednego z pustostanów, gdzie miał przebywać bezdomny. Jeden z nich stwierdził, że trzeba go odnaleźć i dać mu nauczkę bo "jest pedofilem i onanizuje się przed dziewczynami" - powiedział Alan O.

Po wejściu do budynku jeden z nich kopnął w drzwi, za którymi stało łóżko a na nim leżał mężczyzna, którego szukali. Drzwi upadły na poszkodowanego, który przestraszył się i miał krzyknąć, czego od niego chcą. Wtedy Alan O. zażądał od mężczyzny papierosów. Kiedy za pierwszym razem poszkodowany odmówił został uderzony w twarz. Przewrócił się, wyjął z kieszeni paczkę papierosów i prosił, żeby nie robili mu nic złego. Alan O. wypalił papierosa a następnie dalej zaczął bić pokrzywdzonego.

Do tego momentu zeznania oskarżonych są spójne

Później różnią się w zakresie roli, jaką każdy z nich odegrał podczas agresywnego zdarzenia. Zdaniem Alana O. obaj bili pokrzywdzonego z takim samym zaangażowaniem. Kiedy jeden kołek złamał się, wziąłem drugi. Kolega też bił kołkiem - wyjaśnił 0. Na koniec - jak dodał - oddał mocz na pokrzywdzonego.

Powiedział, że żałuje swojego czynu i ma wyrzuty sumienia. Drugi z oskarżonych Alan D. powiedział, że "z całego serca chciałem przeprosić rodzinę pokrzywdzonego".

Z jego wyjaśnień przed sądem wynika, że uderzył kijem pokrzywdzonego w nogę tylko raz. Kolega kazał mi go bić. Ale ja tylko raz uderzyłem i nie było to z taką siłą, z jaką on to robił - powiedział.

Dodał, że Alan O. kazał mu świecić latarką, żeby mógł widzieć, gdzie ma uderzać.

Odwracałem twarz, żeby nie patrzeć. Zawołałem też, żeby przestał bić ale on spojrzał mi głęboko w oczy i też kazał bić. Słuchałem jego poleceń, ponieważ zacząłem się go bać, bałem się o swoje życie, o swoje bezpieczeństwo. Jestem hipochondrykiem i osobą płochliwą. O tym, co się stało nie chciałem powiedzieć w domu, ponieważ bałem się odtrącenia - powiedział.

Kiedy pokrzywdzony przestał się ruszać nastolatkowie odjechali z miejsca zdarzenia. O tym, że mężczyzna zmarł dowiedzieli się dwa dni później z mediów.

Na sali rozpraw obecny był Wojciech P., brat zamordowanego ze swoim synem.

To był dobry człowiek, nigdy nikomu krzywdy nie zrobił. Mieszkał ze mną, ponieważ był kawalerem. Był chory, nadużywał alkoholu. Któregoś dnia wyszedł z domu i już nie wrócił. Zgłosiłem jego zaginięcie. Nie zasłużył na taką śmierć - powiedział mężczyzna.

Oskarżonym grozi od 8 do 25 lat więzienia. Od momentu zatrzymania przebywają w areszcie.