Justyna Kowalczyk ma ogromną szansę, żeby wygrać po raz czwarty z rzędu prestiżowy cykl Tour de Ski. Polka przed decydującym etapem i morderczym podbiegiem pod Alpe Cermis ma ponad dwie minuty przewagi nad rywalkami.

Kowalczyk w tym sezonie wygrała aż cztery etapy Tour de Ski, na dwóch najlepsza była Kikkan Randall, ale Amerykanka to specjalista od sprintów i choć zrobiła postępy to na zwycięstwo w takiej imprezie jak Tour de Ski nie ma szans. Najgroźniejsze, nawet pod nieobecność Marit Bjoergen są Norweżki i to właśnie przedstawicielka tego kraju - Therese Johaug ruszy na trasę jako druga, ale dopiero 2 minuty i 8 sekund po Kowalczyk. Kilka sekund później wystartuje kolejna Norweżka - Kristin Stoermer Steira, a dopiero minutę po niej Finka Krista Lahtenmaki.

Przewaga wydaje się więc naprawdę spora. Nawet norweskie media uważają, że biegaczki z tego kraju mogą zająć już co najwyżej miejsce drugie, a to dla Norwegów kolejna sromotna porażka. W końcu przedstawiciele chyba najbardziej zakręconego na punkcie biegów narciarskich państwa świata jeszcze wygranej w Tour de Ski nie mają.

Ostatni etap ma zaledwie 9 kilometrów, ale jest zwieńczony podbiegiem pod Alpe Cermis - to już nawet nie bieg narciarski, tylko wspinaczka. Walka na wyniszczenie. Z pewnością filigranowa Johaug jak zwykle ruszy do przodu i spróbuje dogonić Polkę. Kowalczyk może biec spokojnie, bo przewaga gwarantuje jej względny luz. Najważniejsze, żeby na górze była pierwsza, nieważne z jaką przewagą - mówił wczoraj trener Aleksander Wieretielny.

Ciekawie wygląda sytuacja w męskiej części rywalizacji. Szwajcar Dario Cologna ma 6 sekund przewagi nad Aleksandrem Liegkowem z Rosji i 11 nad Norwegiem Petterem Northugiem.