Wyścig do Białego Domu jest "daleki od zakończenia" - ogłosił prezydent USA Donald Trump w oświadczeniu, opublikowanym przez jego sztab wkrótce po tym, jak Joe Biden ogłoszony został przez najważniejsze amerykańskie media zwycięzcą wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. To wciąż nieoficjalne wyniki, a urzędujący prezydent-miliarder nie zamierza składać broni: zapowiedział już batalię sądową. "Nie spodziewajcie się, że Donald Trump w najbliższym czasie zaakceptuje rzeczywistość i uzna swoją porażkę" - taki głos ze źródeł wewnątrz prezydenckiego sztabu zacytowała stacja CNN.

Liczenie głosów oddanych przez Amerykanów w wyborach z 3 listopada trwa nadal w sześciu stanach. Już teraz jednak ośrodek badawczy Edison Research i najważniejsze amerykańskie media ogłosiły Joe Bidena zwycięzcą prezydenckiego wyścigu.

Według szacunkowych danych CNN, demokrata zagwarantował już sobie co najmniej 279 głosów elektorskich - dziewięć powyżej koniecznego do zwycięstwa progu 270 głosów elektorów.

Donald Trump: "W poniedziałek nasz sztab skieruje sprawę na drogę sądową"

Donald Trump nie zamierza jednak - zgodnie z przewidywaniami - składać broni.

W oświadczeniu, opublikowanym przez jego sztab wkrótce po ogłoszeniu nieoficjalnych wyników wyborów, stwierdził, że prezydencki wyścig jest "daleki od zakończenia", i zapowiedział batalię prawną.

"W poniedziałek nasz sztab skieruje sprawę na drogę sądową, by zagwarantować, że prawa wyborcze są w pełni respektowane, a na stanowisku jest prawowity zwycięzca" - czytamy w cytowanym przez CNN oświadczeniu.

"Nie spocznę, dopóki Amerykanie nie doczekają się uczciwego policzenia głosów, na które zasługują i którego wymaga Demokracja" - podkreślił Trump.

Kilka godzin później amerykański prezydent napisał na Twitterze: "Obserwatorzy nie zostali wpuszczeni do miejsc, w których liczone są głosy. Wygrałem te wybory, zdobyłem 71 milionów legalnych głosów. Wydarzyły się złe rzeczy, których nasi obserwatorzy nie mogli zobaczyć. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Miliony pocztowych kart do głosowania zostały wysłane do ludzi, którzy nigdy o nie nie prosili!".

W kolejnym tweecie Trump zaznaczył natomiast: "71 milionów legalnych głosów. Najwięcej w historii dla urzędującego prezydenta!".

CNN: Gdy ogłoszono Bidena zwycięzcą, Trump był na polu golfowym

Według informacji uzyskanych przez CNN od "osoby znającej sytuację", w ciągu pierwszych godzin po ogłoszeniu nieoficjalnych wyników wyborów prezydent nie skontaktował się z Joe Bidenem.

Sama wiadomość o nieoficjalnym rozstrzygnięciu rywalizacji zastała go na... polu golfowym w jego posiadłości w Virginii.

Do Białego Domu - gdzie przez cały ten czas przebywała, według CNN, Pierwsza Dama Melania Trump - Donald Trump wrócił dopiero kilkanaście minut po godzinie 15:00 czasu lokalnego.

Źródła w otoczeniu Donalda Trumpa: "Nie spodziewajcie się, że w najbliższym czasie zaakceptuje rzeczywistość"

O tym, że prezydentowi trudno pogodzić się ze wciąż nieoficjalną przegraną, świadczą zakulisowe doniesienia.

"Nie spodziewajcie się, że Donald Trump w najbliższym czasie zaakceptuje rzeczywistość i uzna swoją porażkę w wyborach" - takie stwierdzenie ze źródeł wewnątrz prezydenckiego sztabu zacytowała krótko po ogłoszeniu nieoficjalnych wyników CNN.

Rozmówcy stacji twierdzili, że Trump jest rozgoryczony i się "okopał".

"Może nigdy nie zaakceptować rzeczywistości" - stwierdził nawet w rozmowie z CNN niewskazany z nazwiska doradca prezydenta USA.

Melania Trump milczy

Milczy natomiast Pierwsza Dama - i to, jak twierdzi CNN, raczej się w najbliższym czasie nie zmieni.

Niedługo po ogłoszeniu Joe Bidena prezydentem-elektem stacja - powołując się na źródło w Białym Domu - podała, że nie należy się spodziewać, by Melania Trump wydała w sobotę publiczne oświadczenie: ani wspierające stanowisko męża, ani uznające zwycięstwo Bidena.

Rozmówca CNN twierdzi również, że Pierwsza Dama nie angażowała się w narady innych członków rodziny i przedstawicieli administracji ws. strategii działań na najbliższy czas.

Joe Biden: "Obiecuję wam: będę prezydentem wszystkich Amerykanów"

Tuż po ogłoszeniu nieoficjalnych wyników wyborów konieczność zamknięcia sporów i zjednoczenia podkreślił natomiast w oświadczeniu Joe Biden.

"Wraz z zakończeniem kampanii nadszedł czas, by zostawić za sobą gniew i szorstką retorykę i stanąć razem jako naród. To czas, by Ameryka się zjednoczyła. I uleczyła" - podkreślił.

"Jesteśmy Stanami Zjednoczonymi Ameryki. I nie ma niczego, czego nie moglibyśmy dokonać, jeśli będziemy działać razem" - zaznaczył.

W poście na Twitterze Biden zapewnił natomiast: "Obiecuję wam: będę prezydentem wszystkich Amerykanów - bez względu na to, czy na mnie głosowaliście, czy nie".