Na ostatniej prostej kampania Bronisława Komorowskiego chwyciła nieco wiatru w żagle. Nieoczekiwane pojawienie się marszałka Sejmu podczas niedzielnej debaty, poparcie Cimoszewicza, deklaracje dotyczące Afganistanu ożywiły kandydata Platformy i - jak się zdaje - zatrzymały fatalne dla niego trendy sondażowe.

Rozmowy ze sztabowcami w szczycie kampanii wyborczej mają w sobie coś z kontaktów z trzylatkami, których nastrój zmienia się z sekundy na sekundę, a śmiech potrafią w mgnieniu oka zamienić w płacz. Jeszcze w ubiegłym tygodniu szczęściem promieniowali politycy PiS, którzy na każdym kroku demonstrowali niezachwianą wiarę w dobre sondażowe trendy, minimalną przegraną w turze pierwszej i nieuchronne zwycięstwo w turze drugiej.

Ci z Platformy snuli się ponurymi minami, sarkali na swojego "wpadkowego" kandydata i użalali nad losem swoim i kraju po wygranej Jarosława Kaczyńskiego. Te nastroje jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieniły się w niedzielę. Komorowski ogłosił chęć wycofania polskich wojsk z Afganistan, dotarł na pierwszą i - jak się okazało - ostatnią przed-pierwszo-turową debatę, a później najpierw zagroził, a potem wytoczył proces wyborczy o prywatyzację szpitali. Podparł to silną aktywnością medialną i wygląda na to, że odbił się trochę i psychologicznie i sondażowo. Z kolei w sztabie Kaczyńskiego zapanował jakiś marazm, proces wyborczy pochłonął sztabowców bez reszty, a ogłoszona właśnie przegrana, podetnie im mocno skrzydła.

Te chwilowe zmiany nastrojów nie zmienią chyba jednak znacząco wyników pierwszej tury. Komorowski wyprzedzi Kaczyńskiego o parę punktów i obaj będą bili się dalej. Na pytanie, jaka różnica jest dla obu polityków optymalna, nie sposób odpowiedzieć. Zbyt duże zwycięstwo kandydata Platformy może zdemobilizować jego zwolenników, zbyt małe - być dowodem na to, że kandydat słabnie. Tak czy inaczej podstawowym zadaniem, które postawi sobie przed II turą sztab PO, będzie rozgrzanie nastroju, rozemocjonowanie i spolaryzowanie wyborców i zamienienie wyborów w plebiscyt "za czy przeciw powrotowi IV RP". Jeśli się to uda, jeśli powiedzie się przeciągnięcie na swoją stronę wyborców lewicy i jeśli frekwencja w II turze przekroczy czterdzieści parę procent - Komorowski może liczyć na zwycięstwo, jeśli zaś będzie niska, a sympatycy SLD i Napieralskiego rozłożą głosy po równo - w niedzielny wieczór 4 lipca szampany otworzy Jarosław Kaczyński.