Rządzący Białorusią Alaksandr Łukaszenka zrobi wszystko, co w jego mocy, aby w najbliższej przyszłości nie przeprowadzić naziemnej inwazji na Ukrainę - powiedział doradca ukraińskiego ministra spraw wewnętrznych Wadym Denysenko, cytowany przez portal Ukrinform.

Myślę, że Łukaszenka zrobi wszystko, co w jego mocy, aby w najbliższej przyszłości nie doszło do inwazji naziemnej z Białorusi - podkreślił Denysenko.

Najwyraźniej Łukaszenka bardzo boi się wszczynania takich działań wojennych. Rozumie, że gdyby to zrobił, to jego czas na stanowisku prezydenta byłby tym samym zakończony. Białoruś ma małą armię, liczącą tylko 40 tys. ludzi. Według różnych szacunków gotowych do walki jest 5-8 tys., maksymalnie - 10 tys. Wrzucenie tej armii tutaj teraz, w takich warunkach, oznacza kilka tysięcy trumien. Ludność Białorusi jest kategorycznie przeciwna takim awanturom - ocenił przedstawiciel MSW, dodając, że po tymczasowym obniżeniu intensywności działań wojennych należy spodziewać się silniejszych ataków wojsk rosyjskich w Donbasie oraz w okolicach Kijowa i Charkowa.

W piątek, zarówno ukraińskie media, jak i instytucje rządowe ostrzegały, że właśnie tego dnia Białoruś może aktywnie włączyć się do wojny i dokonać inwazji na Ukrainę. Przewidywania się nie potwierdziły.

Ostrzelana miejscowość na Białorusi

W piątek dowództwo sił powietrznych Ukrainy poinformowało, że rosyjskie samoloty ostrzelały białoruską miejscowość na granicy z Ukrainą. Oceniono przy tym, że jest to prowokacja mająca na celu wciągnięcie sił zbrojnych Białorusi w wojnę przeciwko Ukrainie.

Wojna w Ukrainie

24 lutego Rosja zaatakowała Ukrainę. Prezydent Władimir Putin zaznaczał, że chodzi o "demilitaryzację i denazyfikację" swojego sąsiada. Jednocześnie Kreml zapewnia, że nie prowadzi wojny, ale "specjalną operację wojskową". W ciągu ponad dwóch tygodni wojny zginęły tysiące żołnierzy i wielu cywilów. 

Agresja jest prowadzona zarówno z Rosji, jak i z Białorusi, gdzie jeszcze niedawno rosyjskie wojska miały ćwiczenia. Alaksandr Łukaszenka do tej pory zapewniał jednak, że w Ukrainie nie było białoruskich żołnierzy ani białoruskiego uzbrojenia.

Prawo międzynarodowe mówi, że agresorem jest także to państwo, które udziela swojego terytorium do przeprowadzania akcji zbrojnych. Białoruś zgodnie z informacjami jakie posiadamy rzeczywiście udostępnia swoje terytorium, aby Rosja mogła atakować Ukrainę od północy. W naturalny więc sposób należy traktować Białoruś jako agresora - wyjaśniał pod koniec lutego w specjalnym wydaniu Porannej rozmowy w RMF FM wiceszef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Marcin Przydacz.