Toczący się w Ukrainie konflikt ma to do siebie, że raz inicjatywę przejmuje Kijów, a za chwilę Moskwa. Wydaje się, że teraz szala przechyla się na stronę Rosji - wszystko za sprawą wysychającego strumienia z zachodnią pomocą finansową i militarną dla Ukrainy. To sprawia, że w niektórych aspektach, np. w liczbie wystrzeliwanych każdego dnia pocisków artyleryjskich, Rosjanie mają wręcz miażdżącą przewagę.

Wkrótce, bo już 24 lutego, miną dwa lata, odkąd Rosjanie napadli na Ukrainę. W tym czasie wydarzyło się bardzo wiele. Ukraińcy po początkowych stratach terytorialnych, heroicznej obronie Kijowa i innych kluczowych miast, przy wsparciu Zachodu jesienią 2022 roku przeprowadzili spektakularną kontrofensywę, dzięki czemu odzyskali tereny na północnym-wschodzie i południu kraju.

Początek minionego roku to znów ataki Rosjan, głównie na wschodzie Ukrainy, które poskutkowały zdobyciem m.in. Bachmutu w obwodzie donieckim. Zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie przypłacili te walki horrendalnymi stratami w ludziach i sprzęcie. Do tego stopnia, że zaważyły one na późniejszych wydarzeniach.

Mowa o szeroko zapowiadanej ukraińskiej kontrofensywie, której celem było m.in. przerwanie rosyjskiego korytarza na Krym. Działania, które rozpoczęły się początkiem czerwca ubiegłego roku w południowej części kraju, dla Ukraińców zakończyły się fiaskiem. W ocenie wielu komentatorów brakło sił i środków, które utracono na początku ubiegłego roku.

Szala znów przechyla się na stronę Rosji

Wydaje się, że teraz szala znów przechyla się na stronę Rosji. Powodów jest kilka - począwszy od wyczerpywania się zachodniej pomocy finansowej i militarnej, po fakt, że Rosjanom w dużej mierze udało się oprzeć zachodnim sankcjom i zwiększyć produkcję wojenną z myślą o długotrwałym konflikcie.

O tym, że Kijów ma problem, pisze w sobotę amerykański "Wall Street Journal". Gazeta w obszernym artykule porównuje m.in. wydatki na obronność i męską populację w wieku od 15 do 64 lat. W zasadzie w każdym aspekcie Ukraińcy wypadają gorzej od Rosjan.

"WSJ" pisze, że rosyjski budżet na zbrojenia, wynoszący w tym roku ponad 100 mld dolarów, jest najwyższy od czasów sowieckich i wzrósł o ponad dwie trzecie w stosunku do ubiegłego roku. Gazeta zauważa, że po początkowych niedoborach, zwiększenie mocy produkcyjnych - często kosztem produkcji cywilnej - pozwoliło Kremlowi na produkcję broni z myślą o długotrwałym konflikcie.

Co oczywiste, Ukraińcy również inwestują w krajowe zdolności produkcyjne, ale nie dorównują działającemu z pełną parą znacznie większemu rosyjskiemu kompleksowi wojskowo-przemysłowemu. "WSJ" zauważa, że Kijów może pozostać w tyle w miarę wyczerpywania się wsparcia Zachodu.

Dziennikarze za przykład wzięli liczby wystrzeliwanych każdego dnia pocisków artyleryjskich. O ile minionego lata Ukraińcy wystrzeliwali średnio 7 tys. pocisków dziennie, a Rosjanie 5 tys., to teraz miażdżącą wręcz przewagę mają siły rosyjskie - 10 tys. wystrzeliwanych pocisków dziennie przy zaledwie 2 tys. Ukraińców. To pięć razy więcej, kolosalna różnica.

Rosjanie nie przejmują się stratami w ludziach

Rosjanie mają nad Ukraińcami przewagę również jeśli chodzi o liczbę mężczyzn, których można powołać pod broń. Choć z amerykańskich szacunków wynika, że od początku inwazji zginęło lub zostało rannych ok. 315 tys. Rosjan, co stanowi prawie 90 proc. przedwojennej siły Kremla, populacja Rosji przed inwazją była około 3,5 razy większa niż Ukrainy. To dało Moskwie przewagę na polu bitwy.

"WSJ" pisze, że Kreml wzmocnił swoje siły dziesiątkami tysięcy więźniów zwolnionych z kolonii karnych i około 300 tys. zmobilizowanych rezerwistów.

Jeśli chodzi o Ukraińców, to niedobory personelu wojskowego stają się dla nich poważnym problemem. Władze w Kijowie starają się obecnie znaleźć sposoby na skierowanie na linię frontu więcej mężczyzn zdolnych do walki.

Ukraina ma się czego obawiać?

Pomimo obecnego impasu na froncie, Kreml wydaje się tym nie przejmować. Jak niedawno informował niemiecki dziennik "Bild", powołując się na dane wywiadowcze, Moskwa ma pracować nad wdrożeniem nowego średnioterminowego planu wojennego przeciw Kijowowi. Wynika z niego, że do końca 2026 roku Rosja chce zająć większość terytoriów obwodów zaporoskiego, dniepropietrowskiego i charkowskiego.

"Władze Federacji Rosyjskiej liczą na spadek poparcia Zachodu dla Ukrainy, a także pozorowane negocjacje mające na celu wprowadzenie w błąd co do pokojowych intencji Rosji" - czytamy na łamach "Bildu".