Admirał Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych określił jako "niesamowity" wyczyn Sił Zbrojnych Ukrainy, które w piątkowym ataku na bazę w Sewastopolu zlikwidowały 34 rosyjskich oficerów, w tym admirała Wiktora Sokołowa - dowódcę Floty Czarnomorskiej. James Stavridis uważa, że ostatniego przypadku zgładzenia w walce tak wysokiego rangą wojskowego należy szukać w okresie II wojny światowej.

Serwis Nexta cytuje oświadczenie ukraińskich Sił Specjalnych w sprawie piątkowego ataku na Sewastopol:

"Ponieważ rosyjski desantowiec Mińsk miał wyruszyć na służbę bojową dzień po ataku, personel był obecny. Straty nieodwracalne wyniosły 62 okupantów. Po klęsce dowództwa rosyjskiej Floty Czarnomorskiej zginęło 34 oficerów, w tym dowódca Floty Czarnomorskiej admirał Wiktor Sokołow. Kolejnych 105 Rosjan zostało rannych. Budynek dowództwa nie nadaje się do odrestaurowania".

Ten komunikat mówi nam, że Kijów posiada o ruchach Rosjan więcej informacji niż moglibyśmy podejrzewać. Druzgocący atak pociskami Shadow Storm na kwaterę główną Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu był starannie zaplanowaną akcją, która zakończyła się sukcesem tak spektakularnym, że podobnego możemy doszukiwać się dopiero w historycznych relacjach z czasów II wojny światowej.

Tak przynajmniej uważa admirał Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych. Emerytowany dowódca sił NATO James Stavridis nazwał zgładzenie admirała Wiktora Sokołowa - dowódcy Floty Czarnomorskiej - "niezwykłym osiągnięciem".

"Jeśli śmierć admirała Sokołowa zostanie potwierdzona, będzie to godne uwagi co najmniej z dwóch powodów" - dodaje europejski ekspert ds. obronności Rajan Menon, cytowany przez amerykańskiego "Newsweeka". Po pierwsze dlatego - argumentuje ekspert - że Ukraina kontynuuje trend likwidowania rosyjskich oficerów na niespotykaną skalę.

Drugi powód jest jednak strategicznie dużo istotniejszy. Menon uważa, że ataki na krymskie cele, które poprzedziły główne uderzenie w Sewastopolu wymusiły na Rosjanach skoncentrowanie swoich sił, w tym tak wielu wysokich rangą oficerów w jednym miejscu na półwyspie.

Ekspert dodaje, że taka decyzja rosyjskiego sztabu jest zaskakująca nawet jeśli spotkanie, które planowano w Sewastopolu było niezbędne i pilne. "To nie tak, że ryzyko było trudne do przewidzenia" - podkreślił Menon.

Bezpośrednie uderzenie na kwaterę w Sewastopolu poprzedziły ataki na Inkerman, w rejonie lotniska Balbek, Saki i w okolicach Bereziwki. Ruch na Moście Kerczeńskim był w ostatnim czasie dwukrotnie całkowicie zablokowany.

Obserwatorzy z całego świata nie mogą wyjść z podziwu, jak precyzyjne i niszczycielskie było uderzenie na Flotę Czarnomorską.

W ostatniej aktualizacji wywiadowczej, brytyjski MON pisze o "najbardziej niszczycielskim i skoordynowanym ataku" w czasie trwającej wojny.

Londyn uważa, że rosyjska flota nadal posiada zdolności operacyjne na Morzu Czarnym, zostały one jednak ograniczone. To - zdaniem Brytyjczyków - ma prowadzić do poważnych problemów z utrzymaniem przez Rosję blokad ukraińskich portów morskich.

W piątek 22 września na kwaterę główną Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu spadły rakiety precyzyjne Shadow Storm powodując gigantyczne zniszczenia. Z relacji ukraińskich mediów wynika, że w mieście słyszane były trzy eksplozje. Na nagraniach zamieszczonych w sieci widać dym unoszący się nad bazą rosyjskiej floty i kolejny pocisk spadający z impetem prosto na budynek.

Chociaż Rosjanie mówili tylko o "jednym zaginionym żołnierzu" po ukraińskim ataku, szybko stało się jasne, że straty okupantów są znacznie większe. Wstępne szacunki sugerowały jednak, że mamy do czynienia z kilkoma zabitymi i kilkudziesięcioma rannymi wojskowymi. 

W poniedziałek Kijów poinformował, że w uderzeniu na Sewastopol zginęło przynajmniej 34 oficerów, w tym admirał i dowódca Floty Czarnomorskiej Wiktor Sokołow. Liczba rannych w wyniku ataku przekroczyła 100.

Moskwa nadal nie chce potwierdzić tych informacji.