​Na Białoruś przybyła kolumna Grupy Wagnera, złożona z około 60 pojazdów; kieruje się w stronę Osipowicz w obwodzie mohylewskim - poinformował w sobotę projekt Biełaruski Hajun, zajmujący się monitoringiem aktywności wojsk.

Projekt ten podał w swoim kanale na Telegramie, że kolumnę aut osobowych i ciężarowych widziano rankiem w sobotę na Białorusi w obwodzie mohylewskim. Pojazdy mają numery rejestracyjne tzw. republik ludowych w Donbasie, wspieranych przez Rosję.

Co najmniej 60 pojazdów w kolumnie

"Według naszych danych w kolumnie widziano co najmniej 60 aut, wśród których są pick-upy, duże samochody ciężarowe, "buchanki" (minibusy UAZ-PAP), i co najmniej trzy autobusy do transportu ludzi. Kolumnę eskortowała milicja drogowa Białorusi" - podał Biełaruski Hajun.

Pierwsze doniesienia o możliwym skierowaniu Grupy Wagnera na Białoruś pojawiły się pod koniec czerwca br. Rosyjskie i białoruskie media niezależne podawały wówczas liczbę 8 tysięcy ludzi i prognozowały, że rosyjscy najemnicy będą stacjonowali w obwodzie mohylewskim, w rejonie Osipowicz. Znajduje się tam opuszczona do niedawna, a potem pospiesznie remontowana, baza we wsi Cel - była baza wojskowa białoruskich wojsk rakietowych.

Niespełna 30-tysięczne Osipowicze leżą w obwodzie mohylewskim na skrzyżowaniu tras kolejowych między Mińskiem, Homlem, Mohylewem i Baranowiczami. Od granicy z Ukrainą dzieli je 200 km, od Mińska - 90. W całym rejonie (powiecie) osipowiczowskim pozostało sporo obiektów wojskowych, w tych okolicach stacjonują oddziały artylerii i wojsk rakietowych. 16 km od Osipowicz znajduje się poligon, na którym szkoleni byli już w czasie inwazji na Ukrainę rosyjscy zmobilizowani rezerwiści.

Putin: Grupa Wagnera nie istnieje

"Grupa Wagnera nie istnieje" - dowodził w piątek Władimir Putin w rozmowie z gazetą "Kommiersant". 

Prezydent Rosji opowiedział też w wywiadzie o spotkaniu z dowódcami Grupy Wagnera i jej szefem Jewgienijem Prigożynem, podczas którego wskazał innego kandydata na przywódcę najemników - podaje The Hill, amerykański portal specjalizujący się w zagadnieniach politycznych.

Putin mówił, że już po puczu z 23 i 24 czerwca doszło do jego spotkania z Prigożynem i ponad 30 dowódcami wagnerowców.

Jak oznajmił prezydent Rosji, zaproponował wówczas, aby szefostwo Grupy Wagnera przejął jeden z jej oficerów, którego określił mianem "Siwy" (agencja Reutera zidentyfikowała tego człowieka jako Andrieja Troczewa).

Według Putina, "wielu dowódców Wagnera przytaknęło propozycji, ale Prigożyn ją odrzucił".

Prezydent Rosji dowodził w rozmowie z "Kommiersantem", że "zwykli bojownicy Wagnera walczyli z godnością" na Ukrainie, a do udziału w puczu zostali "wciągnięci". Ze względu na ten "godny ubolewania incydent" - tłumaczył prezydent Rosji - zorganizował spotkanie z dowódcami Grupy Wagnera.

Bunt wagnerowców

24 czerwca wagnerowcy pod wodzą Jewgienija Prigożyna zajęli sztab rosyjskiej armii w Rostowie nad Donem, a następnie zaczęli posuwać się w kierunku Moskwy. Prigożyn, od dawna skonfliktowany z częścią rosyjskiego establishmentu wojskowego dowodzącą inwazją na Ukrainę, domagał się "przywrócenia sprawiedliwości" w armii i odsunięcia od władzy ministra obrony Siergieja Szojgu.

Tego samego dnia wieczorem Prigożyn ogłosił odwrót i wycofanie najemników do obozów polowych, by "uniknąć rozlewu krwi". Miało to być rezultatem układu białoruskiego autorytarnego lidera Alaksandra Łukaszenki z Prigożynem, zawartego w porozumieniu z Putinem. Zgodnie z tymi uzgodnieniami część bojowników Grupy Wagnera i sam Prigożyn mieli przemieścić się na Białoruś.

Oficjalnie rosyjskie władze nadal prowadzą śledztwo w sprawie założyciela Grupy Wagnera.