Członkowie Związku Polaków na Białorusi znów zostali zatrzymani. To już standard. Niestety, w kilka dni po rzekomo "męskiej rozmowie" Radosława Sikorskiego z szefem białoruskiego MSZ to zatrzymanie to nie tylko standard. To granie nam na nosie.

Kilka dni przed wizytą w Polsce Siergieja Martynowa politycy PiS podnieśli zarzut faktycznego wspierania reżimu Łukaszenki przez przyjmowanie w Warszawie szefa białoruskiego MSZ. Kilka dni wcześniej białoruskie władze siłą przejęły Dom Polski w Iwieńcu - refleksja nad zasadnością spotykania się z Martynowem w tej sytuacji wydawała się zrozumiała.

Wywołany wówczas do tablicy Radosław Sikorski zapowiedział "męską rozmowę" ze swoim odpowiednikiem. Należało oczekiwać efektów "męskiego", zdecydowanego ujęcia się za represjonowanymi brutalnie Polakami. I doczekaliśmy się; ledwo kilka dni później represje trwają w najlepsze, a polska dyplomacja może najwyżej wydać komunikat o zaniepokojeniu sytuacją i nieustającym poparciu, na jakie może liczyć Związek Polaków na Białorusi ze strony Polski.

Nasuwa się pytanie - jak przebiegała rozmowa ministra Sikorskiego z Siergiejem Martynowem.

I kto był w niej mężczyzną.