Nie wierzyłem i do dziś nie wierzę, że byli zleceniodawcy zabójstwa Krzysztofa Olewnika - zeznał przed sejmową komisją wyjaśniającą morderstwo prokurator Zbigniew Kozłowski z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie, która oskarżała porywaczy i zabójców młodego biznesmena. Olsztyńska prokuratura przejęła śledztwo w 2006 r. z Warszawy.

Włodzimierz Olewnik mówił, że sprawcy zabójstwa to tylko „siekiera”, czyli wykonawcy, a gdzieś jest „ręka”, która trzyma tę siekierę. A ja nie wierzyłem i do dziś nie wierzę, by byli jacyś zleceniodawcy - zeznał Kozłowski. Apelowałem, by przyjęli do wiadomości taką możliwość, że nawet jeśli mają rację, to może się okazać, że nie ma na to dowodów - dodał.

Kozłowski zeznał, że gdy miał przejmować sprawę z Warszawy, okazało się, że przekazane im dowody rzeczowe są niezewidencjonowane. Przyjechał samochód dostawczy z Warszawy, a w nim nieopisane przedmioty. Kazałem wszystko odesłać do Warszawy i potem te dowody wracały do nas partiami - opowiadał.

Kozłowski po raz pierwszy zetknął się ze sprawą Olewnika w 2005 r., gdy był w Prokuraturze Krajowej. To wówczas śledztwu nadano właściwy bieg i udało się ustalić sprawców zbrodni.

W 2006 r. ówczesny Prokurator Krajowy Janusz Kaczmarek zdecydował jednak o przeniesieniu śledztwa do prokuratury Olsztynie. Niedługo potem pochodzący z Olsztyna prokurator Kozłowski z przyczyn osobistych wrócił na Warmię i jako wiceszef olsztyńskiej prokuratury nadzorował śledztwo ws. śmierci Krzysztofa Olewnika.