Na rynku, gdzie nie ma konkurencji, nie ma też porządnej kontroli - tak o sytuacji na kolei w najnowszym raporcie pisze Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Kontrola została zarządzona wiosną, gdy na tory nie wyjechały pociągi przewozów regionalnych. W związku z długami - ich wyjazd zablokował właściciel torów.

Sytuacja na kolei jest niezdrowa, bo do jednej grupy - PKP - należą zarówno tory, jak i pociągi Intercity. Konkurencyjna firma Przewozy Regionalne, która też musi korzystać z torów należących do PKP, może być w związku z tym traktowana niesprawiedliwie - alarmuje UOKiK.

Idealną sytuacją byłoby całkowite wydzielenie PLK z grupy PKP, tak żeby był to zupełnie osobny, niezależny podmiot, który nie ma interesu, żeby faworyzować któregokolwiek z przewoźników - mówi Wojciech Szymczak z Urzędu. Teraz nie ma nawet kto wykryć nieprawidłowości, bo kontroler, czyli Urząd Transportu Kolejowego podlega ministrowi infrastruktury, który jednocześnie jest właścicielem PKP.

A to wszystko powoduje brak konkurencji, na którym cierpią pasażerowie. Bo przewoźnik monopolista może dyktować takie ceny, jak chce.

UOKiK podkreśla też, że nie wiadomo na co idą państwowe dotacje dla kolei. Zły jest system przyznawania i przepływu pieniędzy. Nie daje klarownej odpowiedzi na pytanie, które trasy są dotowane w jakim stopniu - mówi Wojciech Szymczak. Urząd miał bardzo poważne kłopoty z prześledzeniem dokąd trafia każda złotówka przelana z państwowej kasy. Wygląda na to, że połączenia są dotowane zupełnie bez selekcji.

A jak dowodzi UOKiK praktyka pokazuje, że na przykład między Warszawą a Krakowem można jeździć bez dotacji i zarabiać pieniądze. Na takiej zasadzie funkcjonowały pociągi InterRegio, które kursowały na tych samych trasach, co dotowane składy PKP.

Dlatego trzeba wskazywać konkretne trasy, na które potrzeba państwowych pieniędzy - tam, gdzie pociągi są potrzebne, ale nie przynoszą zysków. Na innych powinna działać konkurencja.

Agnieszka Witkowicz