Lech Wałęsa powiedział włoskiemu dziennikowi "La Repubblica" w piątek, że wie, co to znaczy nie móc odebrać Pokojowej Nagrody Nobla. Również on przeżył to, czego doświadcza tegoroczny laureat, chiński dysydent Liu Xiaobo.

W wywiadzie dla rzymskiej gazety były polski prezydent wyraził przekonanie, że nobliści powinni wystąpić z inicjatywą na rzecz opozycjonisty z Chin, a ponadto według niego należy "usiąść do stołu" z władzami tego kraju. Wiem, co to znaczy nie móc pojechać czy obawiać się o tego, kto pojechał w twoim imieniu - stwierdził. Myślałem, że reżim nie pozwoli mi wrócić, znałem ich. Poprosiłem moją żonę, aby pojechała. Gdyby zabronili wrócić matce moich dzieci, to byłby za duży skandal - zauważył były prezydent.

Mówiąc o osadzonym w wiezieniu Liu Xiaobo podkreślił: Miałem dobry pomysł. Zaplanowano spotkanie laureatów pokojowego Nobla w Japonii. Chciałem zorganizować grupę: ja, Gorbaczow i inni nobliści mogliśmy razem reprezentować nowego laureata. Niestety nic nie zrobiono: zarówno mnie, jak i Gorbaczowa zatrzymała choroba.

Były prezydent zapytany o to, czy w Chinach brakuje Solidarności, czy też Wałęsy, odparł: Jest inaczej. Komunizm poniósł klęskę także w Chinach, ale one tak szybko się nie zmienią, mają inną bazę, inne zwyczaje, potrzebują czasu. Moja propozycja jest taka, by zaprezentować się w jedności jako Europejczycy, potem razem z USA usiąść do stołu z Chinami. Tylko tak Pekin potraktuje nas serio i podejmie dialog - oświadczył Wałęsa.