Wpływ kontrolerów ze smoleńskiego lotniska na katastrofę prezydenckiego tupolewa 10 kwietnia nie został wyjaśniony. To poważny błąd - mówi były wojskowy pilot Aleksandr Korończyk. W rozmowie z korespondentem RMF FM Przemysławem Marcem zaznacza, że należy zbadać, czy kontrolerzy odpowiednio pomagali załodze.

Odpowiedzi na pytanie, dlaczego doszło do katastrofy należy szukać także na lotnisku - tłumaczy Aleksandr Korończyk. A rosyjska komisja w ogóle tej sprawy nie zbadała - dodaje.

Jeśli podchodzi do lądowania taki samolot, to należy być bardzo precyzyjnym, aby nie dopuścić nawet do najmniejszych odchyleń. Nawet jeśli załoga popełnia błąd, gdy odchyla się od kursu, należy ich naprowadzić. Ale żeby to zauważyć, należy obserwować podejście - tłumaczy były pilot rosyjskiego lotnictwa wojskowego.

Komisja powinna zbadać także, czy kontrolerzy podpowiadali. Jeśli nie, to dlaczego. Czy mogli bardziej precyzyjnie naprowadzać samolot, a jeżeli tego nie zrobili, to należy wyjaśnić dlaczego - dodaje.

Równocześnie Korończyk twierdzi, że brak aktualnych danych aeronawigacyjnych lotniska w Smoleńsku czy informacji o procedurach obowiązujących na lotnisku nie miały wpływu na błędy pilotów. O braku takich danych mówili członkowie rosyjskiej komisji. Dodajmy, że polska załoga dysponowała danymi sprzed roku, a te zdaniem Korończyka były aktualne.

"Rzeczpospolita" informowała dzisiaj, że Siły Powietrzne za pośrednictwem ambasady w Moskwie wystąpiły o takie dane 18 marca, jednak żadnej odpowiedzi nie otrzymano. Korończyk wątpi również, by zakłócenia w pracy radiolatarni na smoleńskim lotnisku, jeżeli do nich doszło mogły przyczynić się do katastrofy. Radiolatarnie to prymitywne urządzenia niezbędne dla pozbawionych wyposażenia samolotów, ale polski Tu-154 miał na pokładzie doskonałe systemy nawigacyjne, radiolatarnia nie mogła "oszukać" pilotów - mówi Korończyk.

Przypomnijmy, Rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy orzekł we wstępnym raporcie, że żadnych błędów po stronie rosyjskiej nie było. Jednak dopiero kilkanaście sekund przed katastrofą kontroler smoleńskiego lotniska przekazał załodze komendę zaprzestania zniżania "101 horyzont". Wtedy było już za późno.