Od roku polska prokuratura domaga się od rosyjskiej kasety, na której rzekomo nie nagrał się zapis z rosyjskiego radiolokatora. Piątego sierpnia 2010 roku wysłano wniosek w tej sprawie. Problem w tym, że Rosjanie do tej pory nie udzielili żadnej odpowiedzi.

Polska prokuratura poprosiła o przekazanie całości sprzętu, a także dokumentów z wieży w Smoleńsku. Wśród urządzeń mają być - feralna podobno pusta kaseta i magnetowid, który - jak utrzymują Rosjanie - nic nie nagrał.

Polska prokuratura nie poprosiła jednak o dokumentację, która byłaby dowodem na to, że kable w magnetowidzie były zepsute - ustaliła dziennikarka RMF FM Agnieszka Witkowicz.

Rosjanie twierdzą, że to właśnie powód, dla którego nic się nie nagrało. Sprawa jest o tyle dziwna, że sprzęt rejestrujący pracę radiolokatora, został w wieży w Smoleńsku zainstalowany ledwie kilka dni przed katastrofą. Był to wymóg przed lądowaniem Władimira Putina 7 kwietnia.

I rzekomo - jak twierdzą Rosjanie - to właśnie ten nowy sprzęt zawiódł trzy dni później, akurat w chwili katastrofy.