Komisja Badania Wypadków Lotniczych, której szefuje minister Jerzy Miller, wkroczyła w ostatni etap prac. Jej członkowie piszą końcowy raport. Miejsce pracy 34 osób jest utajnione. Wszystkie posiedzenia są rejestrowane i poufne - donosi "Polska The Times".

Nie ujawniamy miejsca dla świętego spokoju, aby przed budynkiem nie czekali dziennikarze. Przychodzimy na posiedzenia dyskretnie, wychodzimy w taki sam sposób. Spotkania trwają po kilka godzin, w zależności od tego, co zostało zrobione, co trzeba zrobić, z czym jest problem. Musimy patrzeć na zimno. Praca przypomina badawczy projekt naukowy - opowiada gazecie jeden z członków komisji.

Osobom pracującym w komisji nie wolno mówić o przebiegu posiedzeń. Członkowie komisji Millera pracują w dobrze chronionym miejscu. Mają biuro, w którym każdy z nich ma swój komputer. Wszystkie komputery połączone są zamkniętym systemem, do którego nie można się włamać. Przeważającą część dokumentów (w tym raport MAK) dostają drogą elektroniczną. Do dyspozycji oddano im kilka sal, w tym jedną dużą do posiedzeń plenarnych. Raz w tygodniu spotykają się w podkomisjach i zwykle raz w tygodniu na posiedzeniach plenarnych.

Podkomisje są trzy: lotnictwa (zwana przez nich pilotażową), techniczna i medyczna. W inne dni pracują w kilkuosobowych zespołach. Każdy z nich ma też swoją stałą pracę, stąd ich spotkania odbywają się po południu i trwają czasem długo w nocy. Za pracę w komisji są wynagradzani, ale różnie i nie zależy to od funkcji, jaką pełnią. Od czego - to tajemnica.

Połowa składu komisji to wojskowi (podobno nie wszyscy z jawnych służb), połowa - cywile z linii lotniczych, jest też grono urzędników, choć większość z nich była związana z wojskiem.

My, cywile, różnimy się od wojskowych sposobem podejścia do życia. Nasze jest swobodniejsze, jeśli chodzi o regulamin, który dla wojskowych jest rzeczą świętą. Zdarzało się więc, że nawzajem nas to podejście dziwiło. Ale i tak najważniejsze jest to, na czym kto się zna. Na gruncie wiedzy dogadujemy się doskonale, bo fachowiec zawsze rozpozna fachowca - opowiada jeden z rozmówców dziennika. W komisji znalazły się również dwie kobiety.