Nie trzeba łudzić się, że po katastrofie 10 kwietnia między Polakami a Rosjanami wszystko będzie świetnie, ale nie ma też moralnego usprawiedliwienia dla powrotu do otwartej konfrontacji - pisze w "International Herald Tribune" Wiktor Jerofiejew. Znany rosyjski pisarz ocenia, że jest mało prawdopodobne, byśmy wkrótce zbliżyli się politycznie.

W artykule "Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość Katynia" Jerofiejew przypomina, co dzieliło i łączyło Rosjan i Polaków po II wojnie światowej, wylicza źródła wzajemnych animozji i sympatii. Największym symbolem naszych podziałów był Katyń - pisze, zauważając, że podczas gdy każdy Polak wiedział o Katyniu, Rosjanie mieli o nim tylko mgliste wyobrażenie; dla Polaków było to wydarzenie na apokaliptyczną skalę, dla nas - kolejna wojenna tragedia. Ze względu na tę różnicę rosyjska skrucha była zawsze dla Polaków zbyt mała, a polskie żądania - zbyt wielkie dla rosyjskich władz - wskazuje.

W ostatnim czasie nastąpił jednak, zdaniem pisarza, przełom, kiedy - jak pisze - premierzy Rosji i Polski Władimir Putin i Donald Tusk uklękli razem upamiętniając ofiary terroru państwa stalinowskiego. Przemówienie Lecha Kaczyńskiego, z którym jechał do Smoleńska, miało pojednawczy charakter - podkreśla.

Polacy zwrócili się ku Moskwie i ku własnemu miłemu zaskoczeniu zobaczyli ludzką twarz - pisze Jerofiejew. Ocenia to jako szansę, że Katyń odejdzie z godnością w przeszłość i stanie się historią i dodaje, że stracenie tej szansy byłoby rzeczą nie do wybaczenia. W przyszłości Katyń mógłby stać się również świętym miejscem dla nowej generacji Rosjan i zyskać nowe znaczenie - naszego wspólnego żalu - wyraża nadzieję pisarz.