Incydent na Morzu Czarnym był "prowokacją", zorganizowaną przez ukraińskie władze z myślą o podbiciu notowań prezydenta Petra Poroszenki przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi i "obliczoną na to, by wykorzystać ją jako pretekst" do wprowadzenia na Ukrainie stanu wojennego - oświadczył prezydent Rosji Władimir Putin w przemówieniu wygłoszonym podczas forum inwestycyjnego w Moskwie.

Do incydentu na Morzu Azowskim doszło w niedzielę. Ukraińskie okręty - holownik Jany Kapu i małe kutry opancerzone Berdiańsk i Nikopol - płynęły z Odessy do Mariupola, ukraińskiego portu nad Morzem Azowskim. Rosjanie staranowali holownik, ostrzelali i zatrzymali jednostki. Według Rosjan, ranne zostały trzy osoby, według strony ukraińskiej - sześć. Zatrzymanych zostało 24 ukraińskich marynarzy, którym Rosja zarzuca nielegalne przekroczenie swojej granicy państwowej.

Przemawiając podczas forum inwestycyjnego w Moskwie, Władimir Putin powtórzył to, co o wydarzeniach na Morzu Azowskim mówili wcześniej przedstawiciele jego administracji: nazwał je ukraińską prowokacją. Jak ocenił, została przeprowadzona z myślą o przyszłorocznych wyborach prezydenckich na Ukrainie: w tym kontekście zauważył, że notowania urzędującego prezydenta Petra Poroszenki są niskie, i stwierdził: Trzeba coś robić, żeby zaostrzyć sytuację i stworzyć przeszkody dla konkurentów.

Ta piana polityczna zniknie, ocenią ich kiedyś, tak jak gruziński naród ocenił Saakaszwilego. Stan wojenny ma pozbawić wyborczych szans przeciwników Poroszenki - dodał Putin.

Rosyjski przywódca zaznaczył również, że ukraińskie okręty nie odpowiadały na zapytania ze strony służb pogranicznych Rosji i wpłynęły na wody terytorialne jego kraju.

"Nigdzie się nie wybieram"

W czasie wystąpienia Władimir Putin - który rządzi rosyjską polityką od 18 lat - poproszony został również o komentarz do tego, co może wydarzyć się w 2024 roku, kiedy upłynie jego kadencja na stanowisku prezydenta.

W odpowiedzi zażartował: Skąd ten pośpiech, nigdzie się nie wybieram.