"Oczywiście każdego dnia pojawiały się pokusy, żeby wyjść na spacer, poruszać się, coś potrenować" - mówi skoczek narciarski Maciej Kot, który ma za sobą dwutygodniową kwarantannę. W rozmowie z Patrykiem Serwańskim opowiedział o swoich przemyśleniach związanych z trwającą epidemią. Przyznał, że pod koniec sezonu Pucharu Świata nie był w najlepszej dyspozycji. "Z jednej strony po decyzji o przerwaniu sezonu czułem sportową złość, ale także ulgę" - mówi Maciej Kot.

Patryk Serwański: Jak minął ci czas kwarantanny, którą przeszedłeś po powrocie z Norwegii? Teraz z tym problemem mierzą się dziesiątki tysięcy osób w Polsce. Wyobrażam sobie, że dla osoby, która tyle podróżuje i spędza mnóstwo czasu w rozjazdach, to nie było łatwe.

Maciej Kot: Rzeczywiście nie było to łatwe ,przede wszystkim z uwagi na moje przyzwyczajenia związane z ciągłymi wyjazdami z domu i życiu w ciągłym ruchu. Uziemienie w jednym pokoju w domu na dwa tygodnie było sporym wyzwaniem. Jako sportowcowi motywacji do wykonania zadania mi nie brakowało. Ale oczywiście każdego dnia pojawiały się pokusy, żeby wyjść na spacer, poruszać się, coś potrenować. Głównie chodziło o to, żeby znaleźć sobie jakieś zajęcie. Po sezonie było trochę rzeczy zaległych. Mogłem przeczytać książki, na które brakowało wcześniej czasu, obejrzeć kilka filmów, poczytać czasopisma. Oglądałem też powtórki innych wydarzeń sportowych, które przegapiłem. Wszystko sprowadzało się do tego, żeby znaleźć sobie coś, by się nie nudzić.

No to poproszę o szczegóły. Co przeczytałeś?

Przeczytałem książkę o Robercie Kubicy i jego historii. Druga książka to podręcznik na temat wina. Interesuję się tym tematem, a w sezonie brakowało mi czasu, żeby zgłębiać wiedzę. Zatem była też edukacja. Czytałem o aktualnej sytuacji, gospodarce - choćby w "Forbesie". Także prasa sportowa, bo jestem fanem kilku dyscyplin i muszę być na czasie.

Z pewnością już wiesz, że wino to tematyka niezwykle rozległa. Można latami swoją wiedzę rozwijać i cały czas będzie coś nowego do poznania. To jest twoja nowa pasja?

Kilka lat temu zacząłem zgłębiać ten temat, całą kulturę picia i wyrobu wina, bo to temat bardzo obszerny i bardzo ciekawy. W Polsce ta kultura związana z winem jeszcze nie jest dobrze rozwinięta. Oczywiście tematyka bardzo obszerna i te dwa tygodnie nie wystarczyły, żeby zgłębić wszystkie interesujące mnie zagadnienia. Ale miałem co robić i ten czas szybko minął. 

To pytanie może wydać się trochę niepoważne biorąc pod uwagę powagę sytuacji, w której jesteśmy, ale w kontekście skoków narciarskich to ważny parametr. Zastanawiam się, czy podczas tego przymusowego czasu w domu po prostu przytyłeś?

Mogę szczerze odpowiedzieć, że nie. Co jest dla mnie pewnym zaskoczeniem, bo po sezonie może jeść trochę więcej, nie pilnować diety, jakości jedzenia. Zdarza nam się po sezonie delikatnie przybrać na wadze, ale tym razem tego uniknąłem. Zapewne brak ruchu, brak aktywności spowodował mniejszy apetyt. Jeżeli waga nie wzrasta, to trzeba się cieszyć.

Wszyscy sportowcy są teraz pozbawieni możliwości trenowania czy startów. Wywołałeś kwestię końca sezonu. Dla was to okres odpoczynku po długim sezonie, podróżach. Wszyscy znaleźliście się jednak w sytuacji, która generuje stres. Zastanawiam się czy ten odpoczynek psychiczny będzie teraz na odpowiednim poziomie?

Mam nadzieję, że ta sytuacja nie wpłynie negatywnie na przygotowania i na ten nasz odpoczynek. Nie tylko fizyczny, regeneracyjny, ale i mentalny, który jest równie ważny. W poprzednich latach wyglądało to tak, że po Polanicy były tydzień-dwa wolnego i mogliśmy odpocząć w dobrych warunkach. Teraz o taki komfort psychiczny ciężko, wyjechać nie można. Musimy przedkładać zdrowie i bezpieczeństwo nasze i naszych rodzin ponad osobiste zachcianki. To jest oczywiste. Dla mnie osobiście najważniejsze jest właśnie to i jestem w stanie zaakceptować sytuację. Mam nadzieję, że na odpoczynek przyjdzie czas w kwietniu, bo tam miał być tydzień wolnego.

Jak podchodzisz do tego wszystkiego, co się dzieje? Jeszcze nie tak dawno myślami byliście przy cyklu Raw Air i mistrzostwach świata w lotach. Wszystko było poukładane, zaplanowane. Nagle wszyscy jesteśmy w zupełnie innej rzeczywistości. Szczególnie dla osób urodzonych pod koniec lat 80. czy młodszych to jest coś z czym nigdy się nie mierzyli.

Nasze pokolenie nie miało styczności z takim problemem i takim wyzwaniem, a to wyzwanie dla każdego z nas - by być odpowiedzialnym, stosować się do reguł. To nikomu nie przychodzi łatwo. Każdemu świat zmienił się z dnia na dzień. Trzeba się przystosować. Nie pamiętam na przykład stanu wojennego, który pod pewnymi względami mógł wyglądać podobnie. Muszę zaadaptować się do całkowicie nowej sytuacji, jakoś ją zrozumieć. Chcę jak najlepiej odegrać swoją rolę społeczną odpowiedzialnego obywatela, który dokłada swoją cegiełkę do tego, by sytuacja mogła stać się lepsza. Pokus jest dużo - chęć spaceru, ładna pogoda. Ale mam wrażenie, że my Polacy jako naród potrafimy sobie radzić w takich trudnych sytuacjach. Wtedy się jednoczymy i wykazujemy siłą charakteru. Mam nadzieję, że teraz przyniesie to pozytywny rezultat w postaci pokonania epidemii.

Puste ulice Zakopanego pewnie ostatnio były tak we wspomnianym przez ciebie stanie wojennym.

Z okiem domu tego nie widzę, bo mieszkam na uboczu Zakopanego i tu zawsze było spokojnie, ale w ostatnich dniach przejeżdżałem przez miasto i tak pustego miasta nie pamiętam. To oczywiście wielkie straty dla ludzi, dla branży turystycznej. Wszyscy musimy jakoś zacisnąć zęby i przetrwać. Ten okres, kiedy w sklepach zaczęło brakować makaronu, środków czystości, papieru toaletowego, który był bohaterem memów i żartów, to sytuacja nie do pomyślenia. Kiedyś brakowało tych podstawowych artykułów. Teraz nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni - ograniczenia swobód, obostrzenia. Ale musimy się dostosować, wykazać się dyscypliną. Może to będzie dla nas jakaś nauka na przyszłość.

Czy ty sobie jakąś samodyscyplinę wprowadziłeś? Jakieś ćwiczenia?

Brak dostępu do siłowni czy sali sportowej nie jest wymówką. Ja muszę już myśleć o nowym sezonie i przygotowaniach. Każdy dzień trzeba jak najlepiej wykorzystać. Jestem w treningu. Oczywiście COS jest zamknięty, ale dużo ćwiczeń można spokojnie wykonać w domu mając podstawowe przyrządy: matę, hantle, rowerek stacjonarny. Staram się dbać o formę, o wagę. Chcę być w formie, gdy w końcu się spotkamy wszyscy na skoczni. W żaden sposób obecna sytuacja nie może być wymówką do opuszczania treningów.

Chciałbym cię jeszcze spytać o zakończenie Pucharu Świata. Nie masz wrażenia, że zabrakło stanowczości w podjęciu tej ostatecznej decyzji? Walter Hofer potrafił rządzić światowymi skokami twardą ręką, ale ta jego ostatnia decyzja przed odejściem na emeryturę była mało stanowcza. To wszystko było ślamazarne, choć dookoła wszyscy wiedzieli, że taka decyzja zapaść musi.

Zgadzam się z ta opinią. Też mieliśmy wrażenie, że pewne decyzje są przeciągane w czasie i brakuje konkretnych działań. Mieliśmy informacje na temat sytuacji w Europie. Co chwila dochodziły informacje o kolejnych odwołanych czy przełożonych imprezach sportowych. Wiedzieliśmy, że podobny los czeka skoki narciarskie. Wcześniej informowano, że mistrzostwa świata w Planicy raczej się nie odbędą, ale cykl Raw Air miał zostać dokończony mimo wszystkich problemów. Decyzja podjęta w Trondheim była dla nas szokująca, bo nikt o niej nie wspominał. To była dobra decyzja, ale została podjęta troszkę za późno i bez konkretnych informacji wcześniej. Nie mogliśmy nic zaplanować - choćby powrotu do domu. Być może trudno było znaleźć porozumienie pomiędzy FIS-em a władzami Norwegii, kto tę decyzję powinien podjąć.

Odchodząc od koronawirusa - masz poczucie, że w końcówce sezonu mógłbyś jeszcze coś fajnego zrobić, dołożyć trochę punktów do Pucharu Świata, czy raczej męczyłbyś się w ostatnich dniach sezonu?

Moim celem, kiedy wracałem do Pucharu Kontynentalnego, było odbudowanie formy i powrót do Pucharu Świata, by tam punktować i zaliczyć udane mistrzostwa świata w lotach. Ale też nie mam co zgrywać bohatera i opowiadać bajki. W Lillehammer nie skakało mi się najlepiej. W Trondheim było lepiej, ale ciągle daleko od oczekiwań. Myślę, że końcówka sezonu nie wyglądałaby lepiej niż jego początek. Pewnie zdobyłbym jakieś punkty, ale nie takie, które mnie i kibiców by zadowoliły. Mistrzostwa w Planicy na tak dużym obiekcie byłyby wielkim wyzwaniem - głównie ze strony mentalnej. Gdybym załapał się do składu i został włączony do czteroosobowej drużyny, wiązałoby się to z ogromną presją. Była we mnie sportowa złość, że sezon kończy się wcześniej, ale była to też ulga, bo nie byłem w takiej dyspozycji, jakiej bym sobie życzył. To przełożenie mistrzostw świata w lotach jest dla mnie szansą i będę chciał ją wykorzystać.


Opracowanie: