W Stanach Zjednoczonych na sile przybiera ruch społeczny wzywający do otwarcia gospodarki. W tej sprawie demonstrowano już m.in. w Michigan, Ohio, Kentucky, Minnesocie, Karolinie Północnej i Utah. Na najbliższe dni zaplanowane są manifestacje w kolejnych stanach.

Demonstracje odbywają się najczęściej pod budynkami stanowej administracji. To do gubernatorów - zgodnie z wytycznymi Białego Domu - należą decyzje co do tempa, w jakim należałoby odmrażać gospodarkę. Proces ma być stopniowy, by ograniczać rozprzestrzenianie się epidemii koronawirusa.

Jak najszybszego otwarcia gospodarki domaga się część środowisk konserwatywnych. Opowiadają się one za odważniejszymi krokami w celu minimalizowania skutków epidemii dla przedsiębiorców i pracowników. Krytykują władze za wprowadzenie zbyt surowych ich zdaniem ograniczeń.

Dużym echem odbiła się środowa demonstracja odbyła się w Lansing w stanie Michigan. Manifestowano tam przeciwko decyzji gubernator Gretchen Whitmer o przedłużeniu nakazu pozostania w domu do końca kwietnia.

W ramach samochodowego protestu zatrzymano ruch w centrum miasta. Część protestujących wyszła jednak na ulice; wielu z nich nie nosiło maseczek. Zdaję sobie sprawę, jak poważną sprawą jest wirus, ale dochodzimy do momentu, gdzie zamykamy zbyt dużą część gospodarki - powiedział cytowany przez portal CNN Tom Hughey. Protestujący w Lansing mężczyzna pracuje dla koncernu motoryzacyjnego Ford.

Whitmer oceniła, że w podobnych demonstracjach uczestniczy "mała część (mieszkańców) stanu". Ostrzegła przy tym, że protesty oznaczają większe ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa, ale - dodała - amerykańscy obywatele mają do nich prawo.


Zgadza się z tym gubernator Minnesoty Tim Walz, który apelował, by Stany Zjednoczone "nie utraciły demokracji w trakcie pandemii". Jednocześnie Walz zaapelował do demonstrujących w jego stanie, by podczas protestów przestrzegali zasad bezpieczeństwa.

W ostrzejszych słowach do manifestujących zwrócił się gubernator Kentucky Andy Beshear. To zabije ludzi, to absolutnie zabije ludzi - przestrzegał, odnosząc się do protestów. Demonstrujący w jego stanie uważają jednak, że działania lokalnych władz wymierzone w koronawirusa są nadmierne i wykraczają poza zdrowy rozsądek.

Za mniejszą rolą władz jest również Mary Burkett, która protestowała w Utah. Ubiegająca się o miejsce w stanowym parlamencie kobieta uważa, że "rząd na każdym poziomie wykroczył poza swoje kompetencje, (rzekomo po to) by chronić obywateli przed wirusem". Amerykański obywatel jest całkowicie zdolny do decydowania, jak najlepiej się chronić - argumentowała.

Podejście takie reprezentowane jest w kilku amerykańskich stanach, które nie wprowadziły nakazu pozostania w domach. Jednym z nich jest Dakota Południowa. Gubernator Kristi Noem uzasadnia to amerykańską konstytucją. Wierzę w naszą wolność i prawa. Widzę, że wiele osób w kraju porzuca swoje prawa za odrobinę bezpieczeństwa, a nie musi tego robić - mówiła.

"Kontynuacja blokady nie jest możliwa"

W sobotę zaplanowano protesty m.in. w Maryland i Nevadzie. W poniedziałek duża demonstracja odbyć się ma w Harrisburgu w Pensylwanii. Organizatorzy spodziewają się nawet 5 tys. osób.

"1 maja minie prawie siedem tygodni (od wprowadzenia) ograniczeń, a termin ich zakończenia pozostaje nieokreślony" - informują w oświadczeniu. "Mieszkańcy Pensylwanii zasługują na coś więcej niż niekończące się przedłużenia. Kontynuacja blokady nie jest możliwa, gdyż jej konsekwencje gospodarcze i społeczne mogą być nieodwracalne" - oceniają.

Prezydent USA Donald Trump przedstawił w czwartek trzystopniowy plan otwierania amerykańskiej gospodarki. W ocenie amerykańskiego przywódcy 29 stanów spełnia kryteria pozwalające na rozpoczęcie realizacji pierwszego etapu już w tym tygodniu.

Przedstawiciele amerykańskich środowisk medycznych apelują, by w procesie otwierania gospodarki zachowywać ostrożność. Opowiadają się za przeprowadzeniem tego procesu z rozbiciem na etapy.

ZOBACZ RÓWNIEŻ:  Donald Trump przedstawił 3-stopniowy plan otwierania amerykańskiej gospodarki