​"Jeszcze kilka dni temu byłem pewien, że zostajemy, ale dostaliśmy maila z polskiej ambasady z sugestią, żeby wracać do kraju" - mówi w rozmowie z Onetem Łukasz Kowalski, trener chińskich piłkarzy z Guiyang w prowincji Kuejczou.

Wracam, razem z żoną, bo niedawno sprowadziłem do Chin także żonę. Jeszcze kilka dni temu byłem pewien, że zostajemy, ale właśnie dostaliśmy maila z polskiej ambasady z sugestią, żeby wracać do kraju do czasu, aż sytuacja w Chinach się unormuje - mówi Kowalski. Podkreśla, że jego zawodnicy mają wolne, więc i tak rozpoczęcie pracy się opóźni. Jak się wszystko uspokoi, to znów na pewno wrócimy do Chin - mówi.

Trener sportowców w rozmowie z Onetem podkreśla, że w Chinach nie ma paniki, "ale jest wielki niepokój". Sytuacja jest mega dynamiczna, chorych przybywa, pojawiają się głosy, że wirus ciągle mutuje. Nasz pracodawca umieścił na stronie internetowej list otwarty dla pracowników i ich rodzin, w którym prosi, by każdy z nas, kto był z wizytą u kogoś w Wuhan, nawet wtedy, gdy nie ma żadnych objawów zakażenia wirusem, udał się na badanie do najbliższego szpitala - opowiada.

Kowalski mówi także, że po Chinach krąży mnóstwo teorii spiskowych dotyczących epidemii. Przez pewien czas była np. plotka, że jak się pali papierosa, to się nie zarazi, albo wyeliminuje wirusa. Lekarze oczywiście sprostowali to po jakimś czasie, mówiąc, że to bzdura. Była też plotka, że po godz. 16 na całe miasto zostanie spuszczona chemia, taki oprysk, jak na komary, więc nie wolno wychodzić wtedy z domu. To też oczywiście okazało się bzdurą, bo żadnego leku na wirusa na razie niestety nie ma - mówi.

Wylicza, że eksperci podają kilka hipotez co do pierwszego przypadku zarażenia, m.in. dotyczących bazaru z dzikimi zwierzętami w Wuhan. Chińczycy lubią jeść mięso z takich zwierząt, bo jest to dla nich oznaka bogactwa - stać ich na mięso krokodyla, czy mózg małpy, bardzo drogie - opowiada.

Epidemia wywołującego zapalenie płuc koronawirusa, która wybuchła w grudniu w mieście Wuhan w środkowych Chinach, zabiła już w tym kraju co najmniej 170 osób, a u ponad 7,7 tys. wykryto zakażenie - podała w czwartek państwowa komisja zdrowia.

By powstrzymać rozwój epidemii, chińskie władze praktycznie odcięły od świata liczący 11 mln mieszkańców Wuhan i wiele okolicznych miast w prowincji Hubei. Mimo to przypadki zarażonych osób odnotowano już we wszystkich prowincjach ChRL, a także w kilkunastu innych krajach, w tym we Francji, Niemczech i Finlandii.