Z powodu alarmu przeciwlotniczego kanclerz Niemiec Olaf Scholz i jego delegacja zostali zmuszeni do wyjścia z samolotu w Izraelu. Scholz został zabrany do schronu, a członkowie delegacji musieli położyć się na płycie lotniska - podał portal Times of Israel.

Syreny alarmu przeciwlotniczego na lotnisku Ben Guriona pod Tel Awiwem rozległy się w chwili, gdy delegacja wsiadała do samolotu, którym miała odlecieć do Egiptu.

Wszyscy pasażerowie musieli wyjść z maszyny. Następnie - zgodnie z protokołem - osoby podróżujące z kanclerzem położyły się na ziemi. W tym czasie Olaf Scholz został odwieziony do schronu.

Dwie rakiety zostały strącone nad lotniskiem przez izraelski system obrony przeciwlotniczej Żelazna Kopuła - podał portal dziennika "Welt". Według agencji dpa po kilku minutach pasażerowie mogli wrócić do samolotu.

Wcześniej we wtorek podczas wizyty w Tel Awiwie Scholz z powodu alarmu przeciwrakietowego musiał udać się do schronu na terenie ambasady Niemiec. W centrum miasta słychać były eksplozje spowodowane pracą Żelaznej Kopuły.

Tel Awiw uważany jest za stosunkowo bezpieczny, ale także tutaj kilka razy dziennie słychać alarmy rakietowe. Syreny alarmowe zawyły również podczas zeszłotygodniowej wizyty szefowej niemieckiego MSZ Annaleny Baerbock i przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen oraz w poniedziałek, gdy w Izraelu był sekretarz stanu USA Antony Blinken.