Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski za kilka dni rozpoczną walkę w wielkoszlemowym French Open. Polacy są zaliczani do grona faworytów. "Mam bilet na mecz otwarcia Euro 2012 przeciwko Grecji, ale mam nadzieję, że do Warszawy nie zdołam przyjechać" - mówi w rozmowie z RMF FM Fyrstenberg. Tego samego dnia zaplanowano finał deblowego turnieju na kortach w Paryżu.

Patryk Serwański: Jesteście w bardzo dobrej formie. Wygrane w Barcelonie i Madrycie. Do Hiszpanii będziecie mieć chyba duży sentyment?

Mariusz Fyrstenberg: Ja mam od zawsze, przecież trenowałem tam przez trzy lata, więc świetnie się tam czuję, może dlatego tak dobrze nam poszło. Nie da się ukryć, że inaczej człowiek wraca na turniej, gdzie rok wcześniej okazał się najlepszy. Człowiek się lepiej czuje, jest pewny siebie, wtedy na korcie jest łatwiej. Poza tym lubimy tamtejszą pogodę, jedzenie, lubimy tam przebywać.

Jakie nadzieje wiążecie z występem na kortach w Paryżu?

Dużo będzie zależało od losowania. Można od razu trafić na dobrą, nierozstawioną francuską parę i pakować walizki, tak jak nam się zdarzyło w poprzednim sezonie, więc spokojnie podchodzimy do tej imprezy. Najważniejsze będą właśnie te pierwsze mecze, później nabierzemy rozpędu. Gramy teraz nasz najlepszy tenis w życiu i naprawdę w Paryżu możemy dobrze zagrać. Lubimy tamtejsze korty i piłki. Korty są najwyższej jakości, a piłki są dość ciężkie, co bardzo nam odpowiada.

Gracie świetnie w ostatnich tygodniach. Może więc uda się w końcu przełożyć formę na wynik podczas Wimbledonu, bo na tym turnieju cały czas nie potraficie się przełamać.

Mamy kilka rzeczy, które chcemy zmienić pod względem sportowym i mentalnym, aby w końcu na Wimbledonie zaistnieć. To nie tylko Wielki Szlem, ale także decydujący sprawdzian przed igrzyskami, także to niesamowicie ważny występ. Nasza gra nie jest "trawiasta", nasze aspekty gry nie pomagają w dobrych wynikach na trawie, ale ćwiczymy woleje i returny - to nasza słabe strony. Musimy sobie poradzić. Będziemy rozstawieni z wysokim numerem, dużo się od nas oczekuje, ale my potrafimy radzić sobie z presją. Nie widzę przeciwskazań, żeby tam dobrze zagrać.

Jo-Wilfried Tsonga przyznał ostatnio, że nie ma szans na zwycięstwo we French Open, czym zdenerwował Yannicka Noaha. Były tenisista uważa, że przed turniejem nie można mówić takich rzeczy, bo mentalnie skazujesz się na porażkę. Wy pracujecie nad sferą mentalną?

Współpracowaliśmy kilka lat temu z Pawłem Holasem i Pawłem Habratem. Uważam, że wyciągnęliśmy z tego dużo. Znamy wszystkich naszych rywali doskonale. Każdy ma swoją rutynę, jakoś radzi sobie z presją, nerwami. Zawsze pod koniec sezonu, kiedy walczymy o awans do Masters, osiągamy dobre wyniki. Myślę, że sfera psychiczna jest naszą mocną stroną. Teraz dużo o przygotowaniu mentalnym mówi się w kontekście naszej piłkarskiej kadry. Z tym musi sobie radzić każdy sportowiec. Wydaje mi się, że strona mentalna jest często o wiele ważniejsza od sportowej.

Mimo napiętego kalendarza znajdzie pan czas na śledzenie Euro 2012?

Pierwszy mecz z Grecją odbędzie się tego samego dnia co finał French Open. Mam nadzieję, że do Warszawy nie dojedziemy, choć bilety na to spotkanie już mamy. Koszulkę Polski kupiłem, jeszcze za szalikiem latam, bo jestem wielkim fanem piłki nożnej. Jeśli nie pójdzie nam w Paryżu, to na pewno będę kibicował biało-czerwonym.