​W życiu historycznego Jezusa ważnych było kilka miejsc. To Betlejem, gdzie się narodził. Jerozolima, gdzie na wzgórzu Golgota umarł oraz rzeka Jordan, gdzie ochrzczony przez Jana Chrzciciela rozpoczął publiczną działalność. To ostatnie z miejsc dopiero od niedawna znów przyciąga pielgrzymów.

Jest ciepło, choć nie gorąco. Na miejsce wiezie nas sześcioosobowy meleks. Wszędobylskie muchy nie dają żyć, mimo ustawionych co kilkanaście metrów przemyślnych pułapek na te owady. To charakterystyczne dla tutejszego tropikalnego mikroklimatu, który i tak przez ostatnie dziesięciolecia się mocno zmienił. Wjeżdżamy do doliny Jordanu, największej rzeki Bliskiego Wschodu. 

W biblijnych opowieściach urasta do rangi Nilu czy Amazonki. To, co widzimy, zaskakuje. Współczesny Jordan to wąska i mętna rzeczka otoczona przez pustynne wzgórza i skały. 

To tu stąpał historyczny Jezus, apostołowie, tu mieszkał uznawany za jednego z największych proroków Jan Chrzciciel. Niedaleko stąd, ze szczytu góry Nebo Mojżesz ujrzał Jordan i Ziemię Obiecaną, a po jego śmierci Izraelici przeprawili się na teren Palestyny. Według starotestamentowych przekazów tu znajduje się wzgórze, z którego ognisty rydwan zabrał do nieba proroka Eliasza.

Odnalezienie miejsca chrztu Jezusa nie było łatwe z kilku powodów. Ewangelia, główne źródło informacji, w sprawie lokalizacji tego wydarzenia jest lakoniczna. Ewangelista Mateusz napisał jedynie: "Wtedy Jezus przyszedł z Galilei nad Jordan do Jana, aby być przez niego ochrzczonym". 

Św. Jan opisuje, że Jezus w miejsce chrztu powrócił po 40-dniowym poście, spotkał tam znów Jana Chrzciciela, który nazwał go "Barankiem Bożym, który zgładzi grzechy świata". Jak na podstawie tak skromnych wskazówek znaleźć to właściwe miejsce? 

Biblijne wskazówki uzupełnia nam z jednej strony archeologia, wykopaliska, które były prowadzone na południowej części rzeki Jordan, w miejscu gdzie wpływa ona do Morza Martwego. Z drugiej to świadectwa wczesnochrześcijańskich pisarzy. Od drugiego wieku naszej ery mamy coraz więcej informacji od pisarzy wczesnochrześcijańskich, którzy podawali coraz więcej szczegółów pozwalających nam umiejscowić miejsce chrztu - mówi dr Piotr Goniszewski z Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Szczecińskiego, przewodnik po Jordanii i Ziemi Świętej. 

Najwięcej szczegółów przynoszą dwie relacje: anonimowego pielgrzyma z Bordeaux, który odwiedzał dolinę Jordanu w pierwszej połowie IV wieku i kolejnego pielgrzyma Theodosiusa, który do Ziemi Świętej przyjechał 200 lat później. 

Obaj wskazali dość dokładnie na miejsce położone 5 mil od Morza Martwego, w pobliżu wzgórza po wschodniej stronie rzeki. Theodosius opisał też świątynię Jana Chrzciciela, zbudowaną za czasów cesarza Anestasiusa, tak by uniknąć jej zalania przez Jordan. Z jego przekazu wiemy o marmurowej kolumnie, ustawionej w korycie rzeki, która wyznaczała miejsce chrztu. Pół wieku później Antonius z Piacenzy napisał, że miejsce chrztu znajdowało się naprzeciwko świątyni Jana Chrzciciela i że prowadziły do niego marmurowe schody.

Krętą ścieżką docieramy we wskazane w historycznych przekazach miejsce. Miejsce chrztu to obecnie niewielka niecka, w której woda nie sięgnęłaby dalej niż do kolan. Otaczają ją pozostałości fundamentów, są też zrekonstruowane w większości schody. Bliżej niż do barierki podejść nie można. 

Wykonana z charakterystycznej dla Jordanii mozaiki tabliczka po arabsku i angielsku informuje, że to dziedzictwo całej ludzkości. "Dbaj o nie i pomóż nam je zachować" brzmi napis sygnowany nazwiskiem Jego Wysokości Króla Hussaina bin Talala, poprzedniego władcy Jordanii. 

W wiacie obok kolejna mozaika przedstawia rekonstrukcję tego miejsca z początków chrześcijaństwa. Pokazuje też jak 2 tysiące lat temu biegł Jordan. Samo miejsce chrztu znajduje się nie w głównym nurcie, a obok niego. Przewodnik opowiada, że jest tu niewielkie źródło, z którego woda niegdyś wpływała do Jordanu. 

Tablice po arabsku, niemiecku, angielsku i rosyjsku opisują, że dokonane tu odkrycia archeologiczne idealnie pasują do zachowanych historycznych opisów. Kolejna mozaika to obrazek z wizyty papieża Franciszka. Miejsce chrztu pokazuje mu obecny król Jordanii Abdullah II, w towarzystwie małżonki królowej Ranii, następcy tronu Husseina oraz księcia Ghazi bin Muhammada, królewskiego doradcy do spraw religijnych. Wizyta papieża miała miejsce w 2014 roku. 

Wszystko, co znajdujemy na miejscu, poza efektami prac archeologów jest nowe, także stojące w okolicy kościoły mają maksymalnie 20 lat. W tym roku Jordańczycy otworzyli centrum edukacyjne, skąd wyruszają organizowane po jordańskiej stronie wycieczki. Wszystko to przez trudną historię tych terenów.

Pierwsi chrześcijanie chętnie pielgrzymowali nad Jordan, śladami biblijnego Jezusa. W okolicy licznie powstawały świątynie. Wszystko urwało się nagle na początku XIV wieku. Wraz z upadkiem Akki w 1291 wieku upadło założone przez krzyżowców Królestwo Jerozolimskie, czasy krucjat gwałtownie dobiegły końca. 

Ziemia Święta dostała się pod kontrolę lokalnych plemion. Wschodni brzeg Jordanu stał się miejscem niebezpiecznym, ustały więc pielgrzymki, a samo miejsce popadło w zapomnienie. 

Nadzieje na jego ponowne odkrycie powróciły wraz z odnalezieniem Mozaiki z Madaby. Pochodzącą z VI wieku mozaikową mapę odkryto w Madabie, niewielkim mieście na trasie ze stolicy Jordanii Ammanu nad Morze Martwe w 1897 roku. 

Mapa pokazuje lokalizację znanych ze Starego i Nowego Testamentu miejsc. Opisana po grecku mapa przykuwa uwagę zwłaszcza w jednym miejscu. Na rzece autorzy mozaiki umieścili dwie ryby, jedna płynie w kierunku Morza Martwego, druga stamtąd wraca. 

Historycy zinterpretowali to jako znak, że w Morzu Martwym nie ma życia. Spokoju nie dawało im jednak to, dlaczego druga z ryb płynie w kierunku słonego zbiornika. Doszli do wnioski, że ryby, obrócone głowami do siebie oznaczają miejsce spotkania chrześcijan, wszak same są ich symbolem.

Zapędy XIX-wiecznych odkrywców szybko pokrzyżowała wojna, upadek Imperium Ottomańskiego, kolejna wojna światowa, a następnie seria konfliktów izraelsko-palestyńskich. To sprawiło, że ponownie brzegi Jordanu stały się zbyt niebezpieczne. 

Aż do 1994 roku była to strefa zmilitaryzowana, teren w około był zaminowany. Dopiero w 1994 roku, po podpisaniu pokoju między Izraelem a Jordanią sytuacja powoli zaczęła się normalizować. 

Pracę archeologom umożliwił znany z mozaiki w miejscu chrztu książę Ghazi bin Muhammad. Już podczas pierwszej, uzgodnionej z wojskiem wyprawy udało się odnaleźć ślady ruin i mozaiki. Prace badawcze toczą się od 1996 roku. Od tego czasu odkryto pozostałości 5 kościołów oraz licznie mniejsze zabytki archeologiczne.

Z miejsca chrztu jedziemy nad współczesne koryto Jordanu. Od historycznego punktu dzieli je jeszcze kilkaset metrów. Tu przebiega granica między Jordanią a Izraelem, o czym nie sposób zapomnieć. Na obu brzegach, na masztach powiewają flagi obu krajów. Na obu brzegach stoją żołnierze z bronią. Po drewnianych schodach można po jordańskiej stronie zbliżyć się do rzeki. 

Na niej lina i boje wyznaczają jak daleko można się posunąć. Przewodnik ostrzega, by nie wychodzić poza boje, bo wojsko może zacząć strzelać. Teraz takie ryzyko jest i tak mniejsze niż jeszcze kilka lat temu. Są jednak stanowiska dla strzelców i drut kolczasty.

Po jordańskiej stronie jesteśmy jedyną grupą, przed nami była wycieczka Amerykanów. Na izraelskim brzegu duży ruch. Co raz dochodzą kolejne grupy pielgrzymów. Amerykanie, Latynosi, Niemcy. Śpiewają, modlą się, wszyscy ubrani w białe szaty, które trzeba kupić za około 20$, by w się w Jordanie ochrzcić. Cena zawiera też certyfikat chrztu. Spory tłum czeka w kolejce na swój moment, by wejść do mętnej wody. Na twarzach widać emocje. Ochrzczeni rzucają się sobie w ramiona. Z naszej grupy nikt nie odważył się zamoczyć w mętnym Jordanie nic więcej niż rękę.

Zamulenie wynika ze specyfiki terenu, przez który rzeka płynie, ale też rzeka jest zanieczyszczona pestycydami, z tego względu, że wzdłuż jej biegu są tereny rolnicze. Pielgrzymi się tym jednak w sporej części nie przejmują - mówi dr Piotr Goniszewski. Jak dodaje, wiele zależy też od regionu, z którego przybywają pielgrzymi. 

Polskie grupy niechętnie oddają się takiemu pełnemu zanurzeniu, najczęściej chrzest nad Jordanem w ich wykonaniu to lekkie polanie głowy i odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych, ale miałem kiedyś grupę Latynosów z Nowego Jorku. Myślałem, że będzie jak z Polakami, tymczasem cała grupa ruszyła do wody. Wszyscy kupili sobie te białe stroje, wszyscy się w pełni zanurzali. Polacy są bardziej zdystansowani, ale też dużo protestantów przyjmuje taki pełen chrzest. Wielu jest też pielgrzymów z Rosji, którzy też w takiej pełnej formie przyjmują sakrament. Ruch jest z roku na rok coraz większy, bo to miejsce odzyskuje znaczenie na trasie pielgrzymowania - dodaje dr Goniszewski.

Wizyta nad brzegiem Jordanu to coś nie tylko dla wierzących. To miejsce interesujące z historycznego punktu widzenia, a także dla nas egzotyczne. Tropikalny klimat nad samą rzeką, otoczenie jej pustynnymi wzgórzami robią wrażenie. 

Jordania, mimo że jest krajem muzułmańskim, jest otwarta wobec chrześcijańskiej mniejszości, a Jordańczycy coraz bardziej zdają sobie sprawę, że swoje położenie warto wykorzystywać w turystyce religijnej i nie tylko. Próbują nadgonić lepiej pod tym względem rozwiniętą izraelską stronę Jordanu. Można nawet kupić tematyczne zestawy prezentowe, a w nich buteleczki z wodą z Jordanu, oliwą i kadzidłem, sygnowane znakiem "Approved by Church".

Dolina Jordanu poza daniem szansy obcowania z historią, która ukształtowała losy naszej cywilizacji, przynosi też smutną refleksję. Jak na dłoni widać drążące świat podziały. Nie tylko ten polityczny, między Jordanią i Izraelem, które to kraje się tolerują, ale nie przyjaźnią. Widać jak bardzo podzielone jest samo chrześcijaństwo. Religia, która narodziła się nad jedną rzeką podąża wieloma korytami. Każdy z odłamów chrześcijaństwa ma miejscu osobną świątynię, każdy z odłamów chce kawałek Ziemi Świętej mieć tylko dla siebie. Każdy chce być blisko Jezusa, pod warunkiem, że sam.