Mistrz świata WBO w wadze półśredniej Timothy Bradley przyznał, że miał samobójcze myśli po wygranej z Mannym Pacquiao dwa lata temu. Rewanżowa walka już w najbliższą sobotę w Las Vegas. Amerykanin ma zagwarantowane 6 mln dol, jego filipiński rywal - 20 mln.

Po zwycięstwie nad Mannym otrzymywałem maile z pogróżkami, nawet śmiertelnymi. Obcy ludzie obrażali i poniżali mnie na ulicy, mówiąc, że nie jestem prawdziwym mistrzem. Był taki moment, że nie chciałem boksować, ani dalej żyć. Na szczęście wspierała mnie i z depresji wyrwała żona Monica - powiedział Bradley. W czerwcu 2012 roku pokonał niejednogłośnie na punkty (115:113, 115:113, 113:115) Pacquiao, uważanego za najlepszego pięściarza na świecie bez podziału na kategorie.

Od tego czasu amerykański pięściarz dwa razy skutecznie bronił pasa WBO, wygrywając - znów na punkty - z Rosjaninem Rusłanem Prowodnikowem i Meksykaninem Juanem Manuelem Marquezem.

30-letni Bradley jest niepokonany na zawodowych ringach, ma bilans 31-0. Pięć lat starszy Pacquiao (55-5-2), oprócz boksowania zajmuje się też polityką. Przegrana z Bradleyem była jego pierwszą od siedmiu lat. Kilka  miesięcy później nie sprostał też Marquezowi. Został przez niego znokautowany. Wcześniej dwa razy z nim wygrał a raz zremisował.

Za sobotnią potyczkę z Amerykaninem Pacquiao ma zagwarantowane 20 mln dol. Bradley tylko 6 mln. Dodatkowo ich konta zasilą wpływy ze sprzedaży tzw. płatnych transmisji (PPV). Przed dwoma laty wykupiło je ok. 900 tysięcy kibiców.

(ug)