Urzędy pracy w aktywizacji bezrobotnych będą korzystać z doświadczeń prywatnych agencji zatrudnienia. Rząd przeznaczy w przyszłym roku na pilotażowy program 30 mln złotych. Obejmie on 3 tys. osób bez zatrudnienia.
Prywatne agencje znalazły swoje miejsce na rynku pośrednictwa pracy i okazały się przydatne dla przedsiębiorców, którzy szukają ludzi do prac tymczasowych, ale też specjalistów. Zdaniem wiceministra pracy Jacka Męciny, same urzędy mogą zaktywizować ok. 12 proc. bezrobotnych.
Warto w tym celu połączyć możliwości publicznych służb zatrudnienia i prywatnych podmiotów, w tym organizacji pozarządowych, zlecając im aktywizację części najtrudniejszych grup bezrobotnych. Powszechnie dzieje się tak w większości krajów UE - podkreślił.
Rząd przeznaczy w przyszłym roku na pilotażowy program 30 mln złotych. Zostanie on uruchomiony w trzech regionach kraju i ma zaktywizować ok. 3 tys. osób trwale bezrobotnych. Wyłonione w przetargach agencje otrzymają środki na aktywizację oraz jedną premię za znalezienie dla nich pracy, a drugą, gdy taka osoba przepracuje co najmniej trzy miesiące.
Według danych resortu pracy, w listopadzie działało w Polsce 3924 agencji. W drugim kwartale tego roku zapewniły firmom pracowników, którzy przepracowali 20 mln godzin. Około 47 proc. zatrudnionych przez agencje stanowiły osoby do 26. roku życia.
Pomysł współpracy prywatnych agencji z urzędami pracy popierają eksperci. Ich zdaniem to jednak jedynie pierwszy z ruchów potrzebnych, by uzdrowić sytuację na rynku. Pracodawcy, szczególnie mający większe firmy, szukają pracowników samodzielnie - nie wierzą bowiem w możliwość znalezienia odpowiednich osób w urzędach pracy.
W Wielkiej Brytanii jakość pośrednictwa pracy polepszyła się jednak w 2003 roku, gdy poszerzono uprawnienia agencji zatrudnienia i ułatwiono ich zakładanie. Wzorem mogą być także Niemcy, którzy wstępną selekcję pracowników przeprowadzają już na uczelniach.