Trudno nie mieć wrażenia, że sprawa zamachu na Sejm pojawia się w najlepszym dla Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego momencie. Akurat wtedy, gdy dyskusja o tym czy nie pozbawić jej kluczowych uprawnień operacyjno-śledczych wkracza w decydującą fazę.

Zamach udaremniony, niedoszły zamachowiec aresztowany, a prokuratura - informując o sukcesie ABW - apeluje jednocześnie, by nie odbierać Agencji uprawnień, którymi dziś dysponuje.

Po zmianach, które chce wprowadzić rząd, wykrycie w podobnej sytuacji zamachowca byłoby wręcz niemożliwe - mówiono podczas konferencji prasowej. I choć premier już powiedział, że nie zamierza - mimo wszystko - odstępować od pomysłu reformy, to trudno nie dostrzec, że sprawa krakowskiego zamachowcy jest dla Agencji idealnym argumentem w dyskusji na temat jej uprawnień.

Kilka miesięcy temu - przy okazji afery Amber Gold - Donald Tusk zapowiedział, że ABW będzie przekształcana w służbę analityczno-informacyjną i pozbawiana uprawnień śledczo-operacyjnych. To jest prawdopodobnie już jednoznaczna wskazówka, że ABW trzeba przebudować jednoznacznie w stronę służby informacyjnej, a nie konkurującej z innymi służbami policyjnymi - mówił szef rządu.

Taka zmiana byłaby dla potężnej Agencji gigantycznym ciosem. Oznaczałaby znaczną redukcję jej znaczenia, budżetu i zatrudnienia. I oczywiście pozbawiłaby ją szansy na odnoszenie podobnych sukcesów jak ten. Wygłoszony przez prokuratora Wronę apel: "Funkcjonariusze Agencji winni mieć uprawnienia, które posiadają obecnie", brzmiał więc tak, jakby jego ustami wypowiadała się sama Agencja, a że sprawa Brunona K. długo jeszcze będzie rodziła emocje, można spodziewać się, że pytań o rolę, jaką odegrali w niej oficerowie ABW, będzie pojawiało się coraz więcej.