Ponad pół miliarda euro wyłoży francuski rząd na lekarzy zatrudnionych w szpitalach. Politycy zdecydowali się na taki hojny gest na niecałe trzy miesiące przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi. Rząd zdecydował się wypłacić medykom m.in. ponad dwa miliony euro za urlopy, których nie wykorzystali. To aż trzysta euro za każdy wolny dzień.

Jak się okazało, obowiązującego we Francji 35-godzinnego tygodnia pracy nie udało się wprowadzić w służbie zdrowia, głównie w szpitalach. W przeciwnym razie zaczęłoby brakować dyżurnych specjalistów.

Związkowcy podliczyli, że po 10 latach każdemu z ponad czterdziestu tysięcy lekarzy należy się - zgodnie z prawem - średnio 50 dodatkowych dni wolnych. Zagrozili więc masowym protestem i ostrzegli, że większość lekarzy zażąda wzięcia zaległych urlopów w tym samym czasie. Oznaczałoby to trwający półtora miesiąca paraliż nadsekwańskiej służby zdrowia.

Komentatorzy podkreślają, że przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi rząd chce za wszelką cenę uniknąć próby sił z pracownikami służby zdrowia. Politycy deklarują, że zapłacą też za zaległe wolne pielęgniarkom oraz innym pracownikom szpitali, choć rekompensaty będą niższe niż w przypadku lekarzy. Wypłata pieniędzy zostanie rozłożona na cztery lata.

Według komentatorów, mimo kryzysu i zaciskania pasa, nigdy we Francji nie brakuje milionów, czy wręcz miliardów euro na hojne przedwyborcze prezenty. Związkowcy oburzają się z kolei, że media mówią o "prezentach" a przecież obiecane przez rząd pieniądze dla lekarzy należą im się za przepracowane dni.

Eksperci przypuszczają, że środki na rekompensaty dla pracowników służby zdrowia znajdą się dzięki podwyżce stawki VAT-u, którą prezydent Nicolas Sarkozy ogłosi w oficjalnym wystąpieniu planowanym pod koniec miesiąca.

Większy VAT może też uratować francuski publiczny system ubezpieczeń społecznych - w tym zdrowotnych - którego deficyt może w tym roku przekroczyć 50 miliardów euro.