Przez kilkadziesiąt minut na chodniku w centrum Opola leżało ciało zmarłego mężczyzny. Wypisany ze szpitala, 80-letni pacjent zasłabł w taksówce, którą wracał do domu. Mimo próby reanimacji zmarł na chodniku, przy postoju taksówek. Świadkowie tragedii twierdzą, że po odjeździe pogotowia ciało mężczyzny przez wiele minut leżało na ulicy nie pilnowane przez nikogo.

Wszyscy twierdzą, ze swoją pracę wykonali zgodnie z procedurą i byli w odpowiednim czasie na miejscu zdarzenia. Jednak z relacji świadków wynika, że ciało mężczyzny po odjeździe pogotowia do momentu przyjazdu policji przykryte workiem leżało bez zabezpieczenia. Pracownica pobliskiego sklepu była tym faktem wstrząśnięta i mówiła ze łzami w oczach: "Dla mnie jest to straszne. Mam wrażenie, że życie ludzkie nie jest więcej warte niż życie psa, bo nawet zdechłe zwierzęta się sprząta". Rzecznik policji w Opolu twierdzi, że w pobliżu był policjant w cywilnym ubraniu i wykonywał swoje czynności. Taksówkarze z postoju i przechodnie nie mogli jednak zrozumieć, dlaczego miejsca tragedii policjanci nie ogrodzili specjalną taśmą. Nie czuje się winny także zastępca ordynatora oddziału wewnętrznego szpitala w Opolu, na którym przez kilka dni przebywał mężczyzna: "W naszej opinii w leczeniu szpitalnym uzyskano optymalny stan pana i dalsze leczenie było możliwe w trybie ambulatoryjnym". O przyczynach śmierci mężczyzny dowiemy się z sekcji .

foto RMF FM

07:15