​15 lat było potrzebne, żeby lubelska "sztuczna kość" trafiła na rynek. Po wielu latach udało się wreszcie zakończyć wszelkie procedury i uzyskać certyfikat CE.

Dokładnie 15 lat temu było wiadomo już, że materiał do uzupełniania ubytków kostnych działa. Testy na zwierzętach już wtedy pokazywały jego niesamowitą skuteczność. Walka o pieniądze i pokonywanie kolejnych biurokratycznych wymogów zakończyła się sukcesem. Biomateriał kościozastępczy FlexiOss, popularnie nazywany "sztuczną kością" opatentowały prof. Grażyna Ginalska oraz dr hab. n. farm. Anna Belcarz z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Można już go stosować nie tylko w terapiach eksperymentalnych.

Materiał działa jak plastelina, modelina - podczas zabiegu po nasączeniu np. krwią pacjenta, czy antybiotykiem staje się elastyczny. Można go dokładnie wyrobić i dopasować do miejsca. Co ważne, stanowi rusztowanie do odbudowy naturalnej kości. Biokompozyt naturalna kość. Jest bardzo porowaty, naturalna kość wrasta w te pory i obrasta materiał. Z czasem jest jej znacznie więcej, niż kompozytu.

W młodych organizmach, gdy nie jest duży ubytek, wystarczy stabilizacja i kość się sama uzupełnia, ale u dorosłych, czy starszych są problemy. Można próbować przeszczepu kości, np. z biodra, co powoduje konieczność dodatkowego ranienia pacjenta. Zdarzają się powikłania. Z drugiej strony dostępne na rynku dotąd materiały uzupełniające zawierają różnego rodzaju białka, które mogą mieć złe działanie, prowadzić do stanów zapalnych, zakażeń.

W lubelskiej sztucznej kości zastosowano cukier zamiast białka.  Sam Hydroksyapatyt jest często stosowany, ale pierwszy raz z cukrem jako lepiszczem -kurdlanem. Co ważne lubelski kompozyt jest materiałem, który może być nasączany, antybiotykiem, czy krwią. Jego skład jest jak najbardziej zbliżony chemicznie do naturalnej kości, przez co ryzyko odrzutu jest znacznie mniejsze.

Rewelacyjne wyniki ekstremalnie trudnych operacji

"Badania kliniczne wypadły bardzo dobrze, a wręcz rewelacyjnie" - mówi Maciej Maniecki, prezes spółki Medical Inventi założonej z inicjatywy środowiska akademickiego oraz prywatnego biznesu, żeby skomercjalizować wynalazek.

Zwłaszcza kilka wykonanych eksperymentalnie operacji. Były możliwe, bo wszystkie dostępne, zarejestrowane terapie nie przyniosły żadnego efektu i lubelską "sztuczną kość" można było wykorzystać w ramach eksperymentu medycznego. Motocyklista, któremu groziła amputacja nogi - po 3 zabiegach z innymi kompozytami dostępnymi na rynku nie było bez skutku - wraca do zdrowia.

Jeszcze trudniejszy był przypadek kobiety, która przeszła 16 operacji w tym dwie w Niemczech. Za każdym razem dochodziło do odrzutu. Dopiero lubelski materiał pomógł. Kobieta wraca do zdrowia.

"Skoro w ekstremalnie trudnych warunkach się udało to tym bardziej w typowych powinno się udawać" - mówi Maciej Maniecki, prezes Medical Inventi. Certyfikat CE sprawia, że materiał może być już stosowany na całym świecie, w powszechnym stosowaniu, a nie tylko eksperymentach medycznych.