Kiedy mężczyzna na równi z kobietą pierze, gotuje i odkurza, staje się mniej atrakcyjny seksualnie – uważają amerykańscy psychologowie. Czy równouprawnienie w związku rzeczywiście może zabić seks? – pyta w najnowszym numerze tygodnik „Newsweek”.

Pary żyjące w tradycyjnych związkach kochają się ponad pięć razy w miesiącu, a pary nowoczesne - cztery razy w miesiącu. Związek oparty na równouprawnieniu to bardziej przyjaźń niż małżeństwo, wynika z amerykańskiego badania "Egalitarianism, Housework and Sexual Frequency in Marriage"(Równość, prace domowe i aktywność seksualna w małżeństwie).

Jego autorzy, Sabino Kornrich z hiszpańskiej Fundacji Juan March oraz Julia Brines i Katrina Leupp z University of Washington, przeprowadzili ankietę wśród 4,5 tysiąca amerykańskich małżeństw. Pytali w niej o zwyczaje w ich domach, podział obowiązków, pracę zawodową, zarobki, a także prosili o opisanie życia seksualnego - satysfakcji, częstotliwości oraz czasu trwania zbliżenia. Na tej podstawie obliczyli, że pary żyjące w tradycyjnych związkach kochają się ponad pięć razy w miesiącu, a pary nowoczesne - cztery razy. Wyniki badań naukowcy opublikowali w "American Sociological Review", czasopiśmie Amerykańskiego Stowarzyszenia Socjologicznego.

Czy to oznacza, że mężczyźni, którzy pomagają w prasowaniu czy sprzątaniu, nie mają co liczyć na szczęście w sypialni? A może będą mieli jeszcze gorzej, jeśli w ogóle odmówią uczestniczenia w domowych obowiązkach? Może to przecież doprowadzić do konfliktów małżeńskich i zniechęcić kobiety do intymnych zbliżeń. "Tego bym się nie obawiał. Szczęścia w związku nie mierzy się przecież ilością odbytych stosunków. Częstotliwość zbliżeń spada, ale stają się one głębsze, pełniejsze" - przekonuje dr Bartosz Zalewski, psycholog z SWPS, w rozmowie z "Newsweekiem".

I jak dodaje, pary, w których kobieta i mężczyzna dzielą się obowiązkami, więcej ze sobą rozmawiają, łatwiej się ze sobą dogadują, także w sferach intymnych. A skoro lepiej znają swoje potrzeby i oczekiwania, to i z seksu czerpią więcej satysfakcji.

Cały artykuł przeczytacie na stronach internetowych "Newsweeku".